poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 8

Oczami Brajana
   - Dobre te truskawki - stwierdziła Klaudia leżąc obok mnie na plecach w cieniu wielkiego drzewa. Wszędzie było zielono. Kolor nadzieji.
   Idealne miejsce na wyznawanie miłości - pomyślałem. Tak w końcu postanowiłem to zrobić.
   - Klaudia, wiesz co... - zaczęłem. Przestałem udawać, że czytam jakąś książkę. Nie dała mi skończyć, wyrwała mi tomik z rąk i uciekła.
   - Goń mnie! - krzyknęła.
   Wybuchłem śmiechem i ruszyłem za nią. Kurde szybka była.
   Gdy udało mi się ją dogonić, złapałem ją w tali.
   - Mam cię- szepnęłem w jej włosy.
   Obróciła się w moich ramionach do mnie i oparła dłonie na moich piersiach.
   - Ja... - znowu zaczęłem.
   - Ja też - przerwała mi.
   Spojrzała mi w oczy. Dotknęłem jej policzka dłonią i lekko musnąłem ustami jej dolną wargę zamykając oczy. Gdy je otworzyłem dziewczyna wpatrywała się we mnie swoimi dużymi czarnymi oczami. Zarzuciła mi ręce na szyje, wplotła mi palce we włosy i przyciągnęła mogą twarz do swojej. Jeszcze raz złożyłem pocałunek na jej ustach, który tym razem odwzajemniła. Wsunęłem rękę pod jej koszulkę nie po to, by pomiętosić cycki (jak zrobiła by większość facetów), lecz by pogłaskać ja po plecach. Złamana ręka trochę mi przyszkadzała, ale nie zwracałem na to uwagi. Nagle złapała zębami moją dolną wargę, a jęknęłem cicho z rozkoszy. Odrzuciła głowę do tyłu, zaczęłem całować jej szyję. Czułem każdy kawałek jej ciała, które co chwila przebiegały dreszcze. Po chwili ona przejęła inicjatywę. Napadła na mnie, a ja nie zdołałem się utrzymać na nogach, polecieliśmy do tyłu i utonęliśmy w trawie. Oderwaliśmy się od siebie.
   Uśmiechnęłem się do niej lekko. Chciałem się odezwać, ale to ona zabrała głos:
   - Przepraszam - zmieszała się. - Tak strasznie mi głupio. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
   Tak bardzo byłem spragniony smaku i dotyku jej ust, że uciszyłem ją kolejnym zmysłowym pocałunkiem. Jednak za szybko się oderwałem, bo chciałem więcej, ale musiałem się opanować. Tak bardzo jej pragnąłem.
   - Nie przepraszaj, ja zaczęłem.
   - A więc moje uczucia są odwzajemnione? - spytała.
   Pokiwałem głową.
   Zabrzmiała piosenka "Nothing to Lose" Billego Talenta - mój dzwonek. Spojrzałem na wyświetlacz - Sabina.
   - Tak Sabino? - spytałem.
   Krzyknęła do telefonu tak głośno, że aż mnie ucho rozbolało.
   - Co się z wami dzieje?! Klaudia nie odbiera! Co się stało?!
   - Jezu, kobieto! Weź mów ciszej, bo już mnie głowa boli!
   - Okej. Co się stało?
   - Nic. Klaudia zostawiła telefon w swoim pokoju. W jakiej sprawie dzwonisz?
   - Mam nadzieję, że dobrze się czujesz, bo chciałabym, abyś jutro stawił się na mojej imprezie z Klaudią - oznajmiła zabawnym tonem. Boże, ona ma tak zmienne nastroje, jak kobieta w ciąży.
   - Ooo, i to jak dobrze - powiedziałem rozmażony spoglądając na moją ukochaną.
   - Dobra, nie wnikam. Będziecie?
   - Tak.
   - Na 20.30 u mnie w chacie, nie spóźnijcie się.
   - Do zobaczenia!
   Rozłączyłem się.
   - Idziemy do domu - Klaudia wstała i podała mi rękę bym też wstał.
   - A to z jakiego powodu? - spytałem podnosząc się. - Mi tu dobrze.
   - Nie tylko ty chciałeś uczcić twoje wyjście ze szpitala - odparła splatajac moje palce ze swoimi. - Babcia robi kolację. Taką uroczystą - wyjaśniła.
   Ruszyliśmy w stronę domu.
   - Czyli, jak to teraz z nami jest - zapytałem. - Co z nami będzie?
   - A ty co o tym myślisz?
   - Bardzo Cię kocham - stwierdziłem.
   - Ja Ciebie też.
   - Czyli co z tego wynika?
   - Że jesteś na mnie skazany - uśmiechnęła się psotnie.
..................................................................................................................
Hej. Wiem długo mnie nie było, ale miałam mały poślizg z rozdziałami i musiałam po po prawiać trochę ocen.
Rozdział krótki, ale obiecuje, że następne będą dłuższe.
 Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z takiego rozwoju spraw. Niestety ja jestem zawiedziona tak mała ilością komentarzy przy ostatnim rozdziale.



sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 7

Oczami Brajana
   Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi szpitala.
   Klaudia złapała za zdrową rękę.
   - Możemy iść? - spytała.
   Pokiwałem głową i ruszyliśmy do taksówki czekającej na zewnątrz.
***
   Taksówkarz zaparkował pod bramą wjazdową do posiadłości babci Klaudii na obrzeżach miasta. Zawsze jak tu byłem zadziwiała mnie jej wielkość. Dom niby prosty i w wiejskim stylu, ale był cudowny. Z dużym gankiem, dwoma balkonami , trzema dużymi sypialniami, potężnym salonem, wyposażoną kuchnią, dwiema boskimi łazienkami, stromymi drewnianymi schodami, ogromnym, przepięknym ogrodem oraz stajnią, w której są konie Klaudii (Bystra) i jej brata Radka (Sany) i maneż do jazdy konnej przy lesie. Kurde i to byli nadziani.
   Klaudia kilka razy namawiała mnie na jazdę, ale na razie byłem tylko na jednej i ledwo co potrafię skręcać i hamować. Ona to co innego. Uwielbiałem patrzeć jak jeździ, wiedziałem, że w tedy jest szczęśliwa.
   Wysiedliśmy i Klaudia zapłaciła kierowcy. Zacząłem wyciągać nasze torby z bagażnika, ale gdy nie dawałem sobie rady na ratunek przybył mi dziadek Klaudii.
   - Nie będziesz zły kiedy sobie chwilę pojeżdżę? - (czytaj:półtorej godziny pojeżdżę) spytała mnie gdy byliśmy na obszernym białym ganku. - Bystrej nikt nie ujeżdżał przez cały tydzień. Boję się, że za bardzo się rozbrykała.
   Pokręciłem głową.
   - Nie. Jak zawszę będę się Tobie przyglądał - naprawdę mi to nie przeszkadzało i coś czułem, że ja się do jazdy konnej nie nadaję.
 
Oczami Klaudii
   Dosiadałam mojej ukochanej Bystrej. Przemądra i przepiękna klacz. Mimo, że stara i tak bardzo waleczna.
   Położyła się na jej grzbiecie.
   Wygodna - tak to dobre słowo, którym zawsze ją opisywałam.
   Zaczęłyśmy żywym stępem. Brajan obserwował nas zza płotu tymi swoimi czarnymi oczami. Złamaną rękę miał w tęblanku.
   Pogoniłam Moją Kochaną Dziewczynkę do kłusa i zaczęła anglezować. Zrobiłam półsiad, docisnęłam łydkę i wystrzeliłyśmy galopem. Ruszyłyśmy na środek maneżu przeskoczyłyśmy przez przygotowaną wcześniej przeze mnie kopertę.
   Jednak nie wypadła z formy - pomyślałam.
   Bystra była kochaną klaczą, ale niestety płochliwą. I ten właśnie moment wybrał sobie jakiś ptak by przelecieć prosto nad nami. Wielka kary klacz niekontrolowanie wystrzeliła cwałem, jakiego jeszcze nie przeżyłam, chyba nawet nie widziałam. Nogi mi wypadły ze strzemion, Wyciągnęłam się do tyłu ciągnąc za sobą wodze.
   Klacz ruszyła w stronę płotu. Przy nim poczułam, że już nie jestem w siodle tylko w powietrzu. Ułamek sekundy później padłam plecami na piasek nogami stronę płotu.
   - Jezu Klaudia! - krzyknął Brajan który nagle znalazł się nade mną.
   Uśmiechnęłam się szeroko, a on patrzył się na mnie ogłupiały. Jego mina jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła, więc zaczęłam rechotać jak głupia. On cały czas nie rozumiał.
   - Z czego się śmiejesz?! - spytał. - Spadłaś z Bystrej! Nic Ci się nie stało?
   Pokręciłam głową śmiejąc się już na całego.
   - Nic Ci się nie stało? - powtórzył ze złością.
   Próbowałam się opanować, ale za bardzo mi to nie wychodziło. , jednak odpowiedziałam.
   - Powiedziałam dokładnie to samo kiedy miałeś wypadek.
   Uśmiechnął się lekko.
   - I to Cię tak rozbawiło?
   Pokiwałam głową.
   - Wiesz co? Chyba mam dość na dzisiaj jeżdżenia - stwierdziłam.
   - Dobrze, że sama to zauważyłaś.
   Wstałam i otrzepałam się z piasku.
   Złapaliśmy Bystrą i rozsiodłaliśmy w stajni. Znaczy ja ją rozsiodływałam, bo Brajan z tą ręką na wiele się nie zdał. Gyd skończyłam poszliśmy do do domu i rozeszliśmy się do swoich pokoji (tak babcia odstąpiła Brajanowi jeden pokój). Przebrałam się w czarne legginsyi bordową koszulkę.
   Zbiegłam na dół, by się napić. Zastałam tam Brajana z koszykiem piknikowym. Także się przebrał. Miał ma sobie siwe dresy ze ściągaczem na kostce, czarną koszulkę z wizerunkiem Barda Simpsona i czarno-czerwoną rozpiętą koszulę w kratę z podwinętymi rękawami. Nie miał już ręki w tęblanku.
   - A ty co? - spytałam.
   - Hmm... no wiesz... yyy... - zająkał się. - Chciałem uczcić moje wyjście ze szpitala.
   Uśmiechnęłam się.
   - A skąd masz koszyk? Pierwszy aż go widzę, a mieszkam tu dłużej od Ciebie.
   - Twoja babcia powiedziała, że mogę się zachowywać jak u siebie w domu - uśmiechnął się zawadiacko.
   - To idziemy? - spytałam.
   Pokiwał głową i ruszyliśmy na sam środek ogrodu mojej babci.
.................................................................................................................
   Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Ale już jestem! =D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!


czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 6

Oczmi Klaudii
   Brajan Rozpromienił się cały gdy wstał w przedostatni dzień pobytu w szpitalu.
   Siedzieliśmy w barze i piliśmy kawę.
   Chłopak zaczął się niespodziewanie uśmiechać jakby to, że powiedziałam, że w sobotę Tosia robi imprezę było zabawne.
   Ni z tąd, ni z owąd ktoś krzyknął mi nad uchem.
   - Cześć dzieciarnia!
   Podskoczyłam, a Brajan i osoba za mną zaczęli się ze mnie nabijać.
   Obróciłam się. To była babcia.
   - Zaplanowaliście to? - zapytałam.
   - Haha, częściowo - chichotał jak głupi Brajan. Spojrzałam na niego. Gdyby nie ręką w nowym gipsie, uznałabym go za okaz zdrowia. Wprost promieniał energią.
   Babcia dosunęła sobie do naszego stolika krzesło. Wyjęła z torebki jakiś list zaadresowany do ... mnie??!!
   - Co to?
   - Rodzice kazali Ci przekazać - odpowiedziała z powagą. - I nalegają, abyś wróciła do domu - dodała.
   - Haha, nigdy w życiu - odparłam rozrywając kopertę. To był list z sądu.
   Otworzyłam szerzej oczy.
   - Co to? - spytał Brajan z niepokojem.
   Nie odpowiadziałam, tylko zaczęłam czytać.
   - Co to jest do cholery?!
   - Ciszej - uciszyłam go. - Wezwanie do sądu w sprawie twojego ojca - wytłumaczyłam jednym tchem.
   Kąciki jego ust uniosły się.
   Watrywaliśmy się w siebie w ciszy.
   - Brajanie - zagadnęła go babcia. - Mam dla Ciebie propozycję - dokończyła gdy na nią spojrzał.
   - Niech Pani mówi dalej - polecił.
   - Wiem, że Twój ojciecjest w areszcie i tak dalej - zaczęła ostrożnie. - Nie możesz sam mieszkać. Nie mogłabym Cię zostawić, wiec - zawachała się, a potem szeroko sie uśmiechnęła. - wręcz nalegam, abyś od jutra po wyjściu ze szpitala zamieszkał u mnie.
   Teraz to ja się uśmiechnęłam, a Brajan zrobił wielkie oczy i też się uśmiechnął.
   - Naprawdę?! - zapytał z niedowierzaniem.
   Babcia polowała głową.
   - Dziękuję Pani! - rzucił się jej na szyję.
   Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
........................................................................................................
 Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale już jestem =D Ten rozdział był trochę nudny, ale w następnym wszystko się rozkręci =D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 5

Oczami Klaudii
Otworzyłam oczy. Byłam w salonie Brajana rozciągnięta na rozłożonej kanapie z przywiazanymi nadgarstkami i kostkami i ... całkiem naga!
   Brajan miał rację. Nie powinnam jechać., pomyślałam.
   Do pokoju wszedł goły ojciec Brajana z naciagnietą prezerwatywą na przyrodzeniu. FUJ! Zaczęłam drżeć ze strachu. Ułożył się na mnie wkładając dłoń w moje rozpuszczone włosy i szepcząc:
   - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
   Serce podskoczyło mi do gardła. Mężczyzna powoli zaczął badać ręką moją szyję, obojczyk, pierś, brzuch. Zaczął całować mnie po klatce piersiowej, potem piersiach. Byłam jak sparaliżowana.
   Chwile późnie Go na mnie nie było i ktoś narzucił na mnie koc. Ojciec Sabiny, który był wojskowym odciągnął na bok mężczyznę, a sama Sabina zaczęła wyswobadzać mnie z sznurów. Kiedy jej się to udało zadzwoniła na policję. Pan Robert siedział unieruchomiony na krześle.
   - Skąd wy ... - zaczęłam.
   Sabina spojrzała na mnie wymownie.
   - Oh ... - zrozumiałam.
   Brajan.
   - Dziękuję - wyszeptałam.
   - Laska nie dziękuj tylko idź do łazienki, ubieraj się - Sabina rzuciła mi moje ciuchy.
   Owinęłam się kocem i weszłam do łazienki. Zaczęłam się ubierać. Słyszałam jak Sabina dzwoni jeszcze w jedno miejsce. Do Brajana.
   - Miałeś rację. Twój ojciec coś knuł - dobiegał mnie jej stłumiony głos. Chwila na odpowiedź. - Nie - znów chwila przerwy. - Tylko się nie wkurzam - przerwał jej. - Wiem - wzięła głęboki oddech. - Chciał ją zgwałcić - wyszeptała drżącym głosem. Długa odpowiedź. - Dobra, cześć - rozłączyła się.
   Wyszam z łazienki w moich ulubionych szarych jeansach, czarnej koszulce z nadrukiem "NIRVANA" i czarnej bluzie. Moje buty znalazłam wrzucone niedbale do kuchni.
   - Jestem gotowa - oznajmiłam Sabinie i jej ojcu.
   Moja przyjaciółka podeszła do mnie.
   - Kochana nic Cię nie jest? - spytała.
   Pokręciłam głową, lecz po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Przytuliła mnie.
   - Oh Sabina! Tak strasznie się bałam! - krzyknęłam. - Nie mogłam się ruszyć, a on ... - zabrakło mi słów.
   - Ciii - wyszeptała w moje włosy. - Już nic Ci nie grozi - zapewniła mnie.
***
    - Brajan! Miałeś leżeć w łóżku! - krzyknęłam wchodząc z Sabina u boku do sali trzysta pięćdziesiąt dwa. Brajan kręcił się przy łóżku. Było już ciemno.
   Odwrocił się w moja stronę i podbiegł do mnie. Wziął mnie w ramiona tak mocno, że prawie nie mogłam oddychać. I ja mu nie dałam za wygraną. Wplątałam mu palce we włosy i przyciągnęłam do siebie. Nie słyszałam jego współlokatorów, którzy zaczęli gwizdać i mówić coś w stylu: " Porno w miejscu po licznym?! Dajcie spokój!"
   - Przepraszam - wszeptałam.
   - Nic się nie stało - odpowiedział szeptem. Przytulił mnie jescze mocniej. Przywarłam do niego liczył się tylko on.
   - Wszyscy spać! - krzyknęła jakaś pielęgniarka wchodząc do pokoju.
   Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
   - A ty dziewczyno do domu! - pokazała mi ręką drzwi.
   - Nie! - krzyknęli trzej chłopacy wokół nas.
   - Chyba w snach - oznajmiam.
   - Ugh ... Zostań, ale masz nie przeszkadzać innym pacjętą - i wyszła z pomieszczenia gasząc światło.
   Po omacku podeszliśmy do łóżka i przysunęłam sobie krzesło. Sabina kiwnęła mi głową na pożegnanie i także wyszła. Złapałam dłoń Brajana. Po kilku minutach chłopcy już smacznie chrapali. Mogliśmy porozmawaiać.
   - Nic Cię się nie stało? - zapytał.
   Pokręciłam głową.
   - Napewno?
   - Napewno. Brajan tak starsznie mi przy... - zaczęłam, ale mi przerwał.
   - Nic się nie stało. To nie Twoja wina. Nie wiedziałaś.
   - Powinnam Cię posłuchać.
   - Powinnaś - przytaknął. - Chodź do mnie - przesunął się i poklepał zrobione mi miejsce. Położyłam się koło niego i przytuliłam. - Opowiedz mi co się tam stało - polecił. Objął mnie i zaczął głaskać mnie zabandażowaną ręką po plecach.
   - No, hm ... - zaczęłam. - Stało się to co Ci Sabina powiedziała przez telefon - nie chciałam go głębiej wtajemniczać i tak był już poddenerwowany. - Potem pojechaliśmy na kolędę za policją, która zabrała Tolwojego ojca. Musiałam wszystko powiedzieć i w ogóle - umilkłam.
   Siedzieliśmy w ciszy.
   Brajan w końcu zaczął inny temat.
   - Pytałem się, kiedy będę mógł wyjść ze szpitla - oznajmił.
   - I co?
   - Jeszcze w tym tygodniu.
   Otworzyłam szerzej oczy.
   - To cudownie!
   - Ciszej - wyszeptał. - Miałaś nie przyszkadzać.
   - Ups. Przepraszam - odparłam. - Po prostu się cieszę.
   - W końcu nie masz moich rzeczy? - zażartował .
   Pokręciłam głową chichocząc.
   Po jakiejś godzinie chłopak usnął, a ja delikatnie wyplatałam się z jego objęć.
   Usiadłam na fotelu w rogu pokoju. Zastygłam wgapiona w niego.
   Kocham Cię, pomyślałam.
   Nagle wszystko do mnie dotarło ...
.....................................................................................................
Tak bardzo wszyscy chcieliście bym jak najszybciej dodała następny rozdział, że nie mogłam odmówić. Przepraszam za literówki i błędy ortograficzne =D

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 4

Oczami Brajana
   Bałem się na nią spojrzeć. Bałem się spojrzeć w jej oczy pełne smutku i troski. Bałem się.
   Po godzinie milczenia do pomieszczenia wparował mój ojciec z wiecznym głupawym uśmieszkiem na gębie. Kurwa jak ja go nienawidziłem! Za to, że gwałcił mamę. Za to, że bił ją i mnie. Nienawidzę go!
   Spojrzał na Klaudię - nie podobało mi się to spojrzenie.
   - Dzień dobry - przywitała go.
   - Witam piękna! - powiedział. I wtedy wiedziałem, że coś kombinuje. Zwrócił się do mnie - Hej młody, jak się czujesz? - spytał z udawaną troską. Tak, niezły był zniego aktor.
   - Normalnie - rzuciłem bez emocji.
   - Ej! Co on taki spięty? - szturchnął łokciem Klaudię, która siedziała wpatrzona we mnie rzymajac moją dłoń. Wzruszyła ramionami.
   - Rozmawiał Pan z lekarzem? - zaczęła temat.
   - Oczywiście - odparł z udawanym oburzeniem. - Jednak już dawno mówiłem byś zwracała się do mnie per "Robert".
   - Wolę wersję oficjalną - odpowiedziała zmieszana.
   - Oj, śliczna. Nie przesadzaj - położył dłoń na jej udzie.
   - Czego chcesz? -spytałem z szorstkością w głosie.
   - Nie ładnie tak do ojca! - pokręcił palcem. - chciałem sprawdzić co u ciebie i spytać Klaudię czy chce jechać ze mną po twoje rzeczy.
   O nie!, pomyślałem. Tylko nie to!
   - Chętnie - Kudia wstała gwałtownie z krzesła.
   - Nie - oznajmiłem.
   - Słucham?! - spytała z oburzeniem.
   - Porozmawiajcie sobie, a ja poczekam na korytarzu - powiedział ojciec. Kiedy kiwnąłem głowa wyszedł.
   - Nie możesz z nim jechać! - powiedziałem jej gdy trzasnęły drzwi.
   - Dlaczego?!
   - Bo on coś knuje! Widzę to! - wyjaśniłem.
   - Brajan daj spokój! - ścisnęła mocniej moja rękę. Moi współlokatorzy  udawali, że nie zwracają na nas uwagi, jednak wiadomo było, że nie interesował ich mecz tylko telenowela rozgrywana obok. - Dam sobie rade - spojrzała mi w oczy.
   - Okej, idź.
   - Zobaczymy się wieczorem - ucałowała mnie w czoło i wymaszerowała z sali.
   - Ej, stary - zagadnął mnie chłopak siedzący bliżej, niewiele starszy ode mnie. - Ta twoja laska to skarb - nie kłuć się z nią.
   - Ona nie jest moja laską - odparłem ze złością.
   - A co? Lesbijka?
   - Chciałbyś.
   - Zajęta?
   Pokręciłem głową.
   - Niedostępna - wyjaśniłem z nieukrytym żalem.
   - Uuu, takie są najgorsze - zaczął gadać tonem rasowego podrywacza. Nawet go nie słuchałem. Zacząłem rozmyślać co zrobić. Ufałem Klaudii, ale nie ojcu. Kombinował coś i mi się to nie podobało.
   Gdy chłopak przestał nawijać wpadł mi do głowy pewnien pomysł. Minęło zaledwie dizesieć minut od ich wyjścia. Może jeszcze nawet nie dojechali do domu.
   Wyciągnąłem moja komórkę z szafki, do której przełożyłem moje rzeczy z plecaka. Wybrałem numer Sabiny.
   - Halo? - spytała.
   - Cześć, to ja.
   - Hej Brajan! Jak się ...
   - Nie ma na to czasu - przerwałem jej. - Klaudia ma kłopoty. Jest w domu Twój tata?
   - Tak, jest. Co się stało?
   - Pijechała z moim ojcem do mnie do domu. Boje się, że on coś kombinuje. Szpiegowałabyś ich ze Swoim tata? Mieszkasz dwa bloki dalej.
   - Oczywiście, już biegniemy.
   - Dzięki.
   Rozłączyła się.
Teraz tylko czekać.

Oczami Klaudii
   Pan Robert otworzył drzwi do mieszkania, które znałam już na pamięć. Przeszłam przez próg i ruszyłam w stronę pokoju Brajana, niestety mocny cios w głowę sprawił, że padłam na podłogę i przed oczami miałam ciemność...
.......................................................................................................
Oto czwarty rozdział =D Myśle, że się podoba.
Liczę na komentarze =)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Postacie

Postacie

GŁÓWNI BOHATEROWIE:


Brajan - 17 lat




Klaudia - 17 lat


BOHATEROWIE DRUGOPLANOWI:



Sabina - 17 lat





Jowita - 17 lat





Antosia - 16 lat




Babcia - 59 lat





Doktor Marczak - 47 lat





Pielęgniarka - 30 lat

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 3

 Oczami Klaudi
   Zadzwoniłam do babci z prośbą o przywiezienie mu do szpitala piżamy kosmetyczki, szczoteczki i paru koszulek oraz jeansów. I wtedy się zaczęło : "Ale dlaczego ?" , " Co się stało ? " , " Nic Ci nie jest ? ". Powiedziałam jej żeby się nie martwiła i że wyjaśnię jej wszystko jak się spotkamy.
   Dziwna kobieta - pomyślałam.
   Nagle do baru wpadła ta samo rudowłosa pielęgniarka, którą pytałam w jakiej sali będzie leżał Brajan. Rozejrzała się po ludziach i jej wzrok zatrzymał się na mnie.
   Westchnęła, jak dla mnie troch zbyt teatralnie.
   - Obudził się - niemal wyszeptała.
   Zerwałam się i chwile później już biegłam na drugim piętrze. Skręciłam w prawo i wpadłam do sali 352.
   Leżał na ostatnim łóżku przy oknie. Głowę miał odwróconą w moja stronę, pewnie narobiłam hałasu. Miał takie puste spojrzenie i Jezu, jaki on był blady ! Zabandarzowana głowa i ręka.
   Powoli przemaszerowałam przez pokój, powstrzymując sis od rzucenia się przyjacielowi na szyje i niezwracajac uwagi na innych chłopakiów, którzy na mój widok zaczęli gwizdać. Złapałam jeszcze bledszą niż zwykle rękę chłopaka.
   - Hej.
   - Cześć - wyszeptał beznamiętnym głosem. Juz na mnie nie patrzył, tylko w okno. Zabolało.
   - Ej, co się stało ? - spytałam.
   Odwrocił do mnie głowę. Jego oczy pełne bólu sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz.
   - Boję się.
   - Ty ?! - spytałam ironicznie. - Czego ?
   - Śmierci, bólu, tęsknoty - znów na mnie nie patrzył.
   - Nie umrzesz - zaprzeczyłam.
   - Ale prawie umarłem. Słyszałem jak mówili mowili - zaczął kręcić głową. - Ale nie tego boje się najbardziej. Boje się, ze zostaniesz sama.
   - Tak się nie stanie. Żyjesz i to się liczy.
   W tej chwili weszła rudowłosa pielęgniarka niosąc moja torbe, plecak Brajana i moją komórkę.
   - Młoda panno, zostawiłaś to na dole - powiedziała, ze złością.
   - Dziękuję. Jestem pani wdzięczna - uśmiechnełam się jak najładniej potrafiłam. Twarz tamtej złagodniała.
   Dopiero teraz zobaczyłam chłopaków, którzy przebywali w tym samym pomieszczeniu. Jeden miał może 14 lat i patrzył się nie na moją twarz, lecz niżej. Drugi miał może 19 lat i ślinił się na mój widok. Naprawdę ?
   Pielęgniarka wyszła. Spojrzałam na telefon. Żadnych nieobedranych połączeń i jedna wiadomość od babci : " która sala ? ". Szybko jej odpisałam mając nadzieje, że nie błądzi po korytarzach. Po niecałych dwóch minutach pojawiła się zaaferowana w sali. Zobaczyła mnie i odetchnęła z ulgą, ale gdy zobaczyła Brajana głośni wciągnęła powietrze. Podbiegła do nas , rozdzieliła nasze wciąż złączone ręce i sama pochwyciła dłoń chłopaka.
   - Co się stało ? - rzuciła pytanie do nas obojga.
   - Nic - odpowiedział Brajan.
   Spiorunowałam go wzrokiem, lecz on zawzięcie wpatrywał się w sufit.
   - Brajan wpadł pod samochód.
   - O mój Boże! - krzyknęła babcia.
   - Nic mi nie jest ! - zaprzeczył mój przyjaciel.
   A jednak mówiłeś, że się boisz ! - chciałam mu krzyknąć w twarz. Udawał twardziela, gdy sprawa była poważna. Wszystko się we mnie gotowało .
   - Coś mu jest ? - spytała.
   Pokreciłam głową.
   - Okej, to trzymaj swoje rzeczy młoda i dajcie znać wieczorem. Po zyjde do was jutro. Teraz muszę iść pozałatwiać parę spraw - próbowała być wyluzowana, ale jej nie wyszło. Kiwnełam głowa i wyszła, zostawiając nas samych. No prawie samych...
...................................................................................................
I tak prezentuje, się trzeci rozdział =D Przepraszam, że tak długo to zajęło, ale miałam troszku nauki.
 
5  KONENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 2

Oczami Klaudi
   Wzięłam kolejny łyk kawy myśląc o moim dotychczasowym życiu.
   Kurde, miałam chujowe życie.
   W postawowce zaprzyjaźniłam się z taką Karolina. Była moją najlepszą przyjaciółką. W  ostatniej klasie musiała z mamą wyjechać do Holadndi. Całymi dniami byłam wściekła. Moim starym to przyszkadzało. Bradzo. Wkurwiali się na mnie, a ja zaczęłam się opuszczać w nauce. Wszyscy zaczęli traktować mnie jak śmiecia, wiec ja sięgnęłam po żyletkę. Podobał mu się ten ból. Ciełam nadgarstki drobnym kawałkiem metalu i patrzyłam jak krew spływa z ran i kapię na podłogę. Nienawidziłam siebie i swojego życia.
   W gimnazjum znalazłam nowych znajomych : Sabinę, Jowitę i Tosię i wielu innych, ale przede wszystkim znalazłam Brajana. Był taki jak ja. Okaleczony, pokiereszowany przez życie. Zaprzyjaźniliśmy się. Samookaleczaliśmy się razem. Ale nie, że tylko robiliśmy złe rzeczy. Jak normalni nastolatkowie chodziliśmy do kina, parku, na lodowisko i tak dalej.
   Teraz kończymy pierwsza klasę liceum i jest tak samo jak w gimnazjum, tylko że jesteśmy starsi, dojrzalisi. Ja uwolniłam się w końcu od rodziców, uciekłam z domu, nie mieli już nade mną kontroli.

Oczami Brajana
Czułem się taki lekki, nie zależny. Czułem jakbym unosił się w powietrzu. Otaczała mnie biel i błęit. Niebo. Dotknąłem chmury nad moja głową. Przyjemne w dotyku obłoczki skropliły się na mojej dłoni w postaci wody. Ah, jakie to było piękne uczucie. Zacząłem skakać na chmurach, chociato było nie potrzebne, bo i tak nie dawały podłoża. Już nie czułem, że latam tylko naprawdę umówiłem się w powietrzu.
   Może po dziesięciu minutach, może po godzinie, może po całym dniu, miesiącu, roku ujrzałem przed sobą przepiękną złotą bramę. Podleciałem do niej, zatrzymałem się na odległoś ręki. Wyciągnąłem dłoń do ślicznych krat, lecz ona je prznikła.
   I wtedy ściągnięto mnie do swojego ciała. Myliłem się myśląc, że nic nigdy mnie nie bolało bardziej niż wtedy przy wypadku. Bolało bardziej. Było ciemno, ale wiedziałem gdzie się znajduje. Odgłosy mnie naprowadzały : polanie jakiegoś urządzenia, ciche rozmowy i ogólna pusta cisza. Jednym słowem - szpital.
   Otworzyłem oczy ...

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1

Oczami Klaudi
Minęła kolejna godzina operacji. Siedziałam w poczekalni czekając, aż wyjdą z bloku operacyjnego z informacją na temat stanu  Brajana. Martwiłam się w chuj. Bałam się o niego.
   Po kolejnych piętnastu długich minutach zazgrzytały zawiasy przeszklonych drzwi, w których stanął doktor Marczak z poważna miną.
   - Coś się stało - stwierdziłam.
   - Nic oprócz tego, że widzę, że jego ojciec jeszcze nie dotarł.
   - Tak wiem - potwierdziłam. - Dzwoniłam do niego, ale jest w pracy.
   - Rozumiem - powiedział powoli kiwając głową.
   - Dobrze l, a jak przebiegła operacja ? - spytałam ledwo co wypowiadając słowo "operacja" .
   - Kość łokciowa została poskładana. Wszystko przebiegło dobrze. Jest pod narkozą. Jeszcze się nie obudził.
   - A dlaczogo nie oddychał ? - spytałam z drżącym głosem.
   - Jest teraz w dobrym stanie - odparł lekarz.
   - Nie odpowiedział pan na pytanie.
   Westchnął.
   - Miał zatrzymaną akcję serca - wyszeptał.
   Wciągnęłam głośno powietrze.
   - Słucham ?! - wykrzyknęłam. - Czyle jednak nie jest dobrze!! - oskarżyłam doktora.
   - Teraz jest dobrze - zapewnił mnie. - Nie wiemy dlaczego do tego doszło, ale w twlej chwili chłopak jest stabilny i nic nie zagraża jego życiu.
   - Kiedy będę mogła go zobaczyć ? - cisnęłam kolejne pytanie ze złością jak pocisk.
   - Za jakieś dwie godziny, gdy wyjdzie z narkozy - odpowiedział. - Miał dużo szczęścia, że przeżył i że ma taka fantastyczna dziewczynę.
   - Nie jestem jego dziewczyną, tylko przyjaciółką- sprostowałam.
   - W takim razie ma fantastyczną przyjaciółkę - dotknął mojego ramienia i je poklepał. Odwrócił się i wymaszerował do jakiejś sali.
   Po chwili usłyszałam zgrzytanie kółek od łyżka szpitalnego. Na nim leżał chłopak z czarnymi włosami o jasnej cerze. Przypominał mi Dominika Santorskiego z "Sali Samobójców" i to nie tylko z wyglądu. Mieli te same wady i zalety, jakby ta postać została stworzona na podstawie mojego przyjaciela. Mój Brajan.
   Podbiegłam do jednej z pielęgniarek pchających go i zadałam pytanie bez ceremonii typu "Dzień Dobry" :
   - Do jakiej sali go zabieracie ?
   - Trzysta pięćdziesiąt dwa - odpowiedziała bez emocji rodowłosa.
   Pokiwałam głową, ale chyba tego nie zauważyła, bo byłam już na schodach jakieś 10 metrów dalej. Po chwili byłam już w sali wejściowej szpitala gdzie czekały moje przyhaciółki : Sabina, Jowita i Antosia (Tosia). Wszystkie trzy zaczęły gadać jak najęte trzy po trzy. Nie dało się tego słuchać.
   - Zamknąć japy i dajcie mi dojść do słowa! - ryknełam na nie. Uciszyły się jak za dotknięciem magicznej różdżki. - Wszystko jest dobrze. Za dwie godziny wyjdzie z narkozy i będzie można no zobaczyć.
   - Awiec co tera, spytała Sabina.
   - Czekam - odparłam. - Jedzcie na lekcje. Powiedzcie w szkole, że wszystko jest dobrze i że z nim zostanę.
   Pokiwały głowami. Prztuliły mnie na pożegnanie. Patrzyłam jak wychodzą na parking i Tosia dzwoni po taksówkę.
   Ruazyłam do baru myśląc o Brajanie. Doszłam do lady i zamówiłam sobie duża kawę. Z dostatkiem kofeiny usiadłam przy dwuosobowym stoliku i zaczęłam wertować jakaś gazetę.
...................................................................................................
Hej dzięki za kometarze. Mam nadzieję, że się podoba. Wiem ten rozdział był dosyć nudny ale, później akcja się rozkręci :D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!  

czwartek, 13 listopada 2014

Prolog

Oczami Brajana
   Znowu sie spóźniłeś! Ty idioto ona tam na Ciebie czeka! - pokarałem siebie w myślach. Biegłem na spotkanie z moja najlepsza przyjaciółką. Hmm... Chociaż przyjaźń to było dla mnie za mało. Kochałem ja juz w gimnazjum, ale jak w tych wszystkich badziewnych amerykańskich filmach o nastolatkach i ich problemach bałem się jej o tym powiedzieć. Jestem żenujacy - pomyślałem.
   Przemykałem miedzy blokami, pędząc. Juz i tak miała być na mnie zła.
   Zobaczyłem ja. Siedziała na murze przed brama wjazdowa do naszego liceum. Czytała jakaś książkę, jak zwykle. Jej czarne włosy powiewały na wietrze. Dzieliła nas teraz tylko ulica.
   - Klaudia ! - krzyknąłem.
   Odwróciła głowę i zobaczyła mnie.
   Ruszyłemdo niej biegiem przez ulice. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy niej. Byłem już przy końcu ulicy. Usłyszałem zgrzyt hamulców. Krzyk. Mój krzyk. I jeszcze jeden. Krzyk przerażenia.
   Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem niebo. Bolała mnie prawa strona ciała. Potwornie bolała. Po chwili nade mną znalazła się Klaudia.
   - Jezu Brajan ! - krzyknęła. Już miała oczy pełne łez. - Boże ! - dotknęła mojej głowy lewa ręką. Po chwili cofnęła dłoń cała we krwi. Mojej krwi. Zaczęła głośno dyszeć.
   Powoli odpływałem. Słabłem z każda chwila.
   Pożyłożyłem dłoń do jej policzka z wielkim wysiłkiem.
   - Przepraszam - wyszeptałem na ostatnich siłach.
.....................................................................................................
To tylko prolog ale mam nadzieje, ze się wam spodoba. Chciałam podziękować mojej przyjaciołce Basi za pomoc w wybraniu tytułu i wgl za bycie przy mnie.
Licze na komentarze i opinie na temat tego boga =D