sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 7

Oczami Brajana
   Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi szpitala.
   Klaudia złapała za zdrową rękę.
   - Możemy iść? - spytała.
   Pokiwałem głową i ruszyliśmy do taksówki czekającej na zewnątrz.
***
   Taksówkarz zaparkował pod bramą wjazdową do posiadłości babci Klaudii na obrzeżach miasta. Zawsze jak tu byłem zadziwiała mnie jej wielkość. Dom niby prosty i w wiejskim stylu, ale był cudowny. Z dużym gankiem, dwoma balkonami , trzema dużymi sypialniami, potężnym salonem, wyposażoną kuchnią, dwiema boskimi łazienkami, stromymi drewnianymi schodami, ogromnym, przepięknym ogrodem oraz stajnią, w której są konie Klaudii (Bystra) i jej brata Radka (Sany) i maneż do jazdy konnej przy lesie. Kurde i to byli nadziani.
   Klaudia kilka razy namawiała mnie na jazdę, ale na razie byłem tylko na jednej i ledwo co potrafię skręcać i hamować. Ona to co innego. Uwielbiałem patrzeć jak jeździ, wiedziałem, że w tedy jest szczęśliwa.
   Wysiedliśmy i Klaudia zapłaciła kierowcy. Zacząłem wyciągać nasze torby z bagażnika, ale gdy nie dawałem sobie rady na ratunek przybył mi dziadek Klaudii.
   - Nie będziesz zły kiedy sobie chwilę pojeżdżę? - (czytaj:półtorej godziny pojeżdżę) spytała mnie gdy byliśmy na obszernym białym ganku. - Bystrej nikt nie ujeżdżał przez cały tydzień. Boję się, że za bardzo się rozbrykała.
   Pokręciłem głową.
   - Nie. Jak zawszę będę się Tobie przyglądał - naprawdę mi to nie przeszkadzało i coś czułem, że ja się do jazdy konnej nie nadaję.
 
Oczami Klaudii
   Dosiadałam mojej ukochanej Bystrej. Przemądra i przepiękna klacz. Mimo, że stara i tak bardzo waleczna.
   Położyła się na jej grzbiecie.
   Wygodna - tak to dobre słowo, którym zawsze ją opisywałam.
   Zaczęłyśmy żywym stępem. Brajan obserwował nas zza płotu tymi swoimi czarnymi oczami. Złamaną rękę miał w tęblanku.
   Pogoniłam Moją Kochaną Dziewczynkę do kłusa i zaczęła anglezować. Zrobiłam półsiad, docisnęłam łydkę i wystrzeliłyśmy galopem. Ruszyłyśmy na środek maneżu przeskoczyłyśmy przez przygotowaną wcześniej przeze mnie kopertę.
   Jednak nie wypadła z formy - pomyślałam.
   Bystra była kochaną klaczą, ale niestety płochliwą. I ten właśnie moment wybrał sobie jakiś ptak by przelecieć prosto nad nami. Wielka kary klacz niekontrolowanie wystrzeliła cwałem, jakiego jeszcze nie przeżyłam, chyba nawet nie widziałam. Nogi mi wypadły ze strzemion, Wyciągnęłam się do tyłu ciągnąc za sobą wodze.
   Klacz ruszyła w stronę płotu. Przy nim poczułam, że już nie jestem w siodle tylko w powietrzu. Ułamek sekundy później padłam plecami na piasek nogami stronę płotu.
   - Jezu Klaudia! - krzyknął Brajan który nagle znalazł się nade mną.
   Uśmiechnęłam się szeroko, a on patrzył się na mnie ogłupiały. Jego mina jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła, więc zaczęłam rechotać jak głupia. On cały czas nie rozumiał.
   - Z czego się śmiejesz?! - spytał. - Spadłaś z Bystrej! Nic Ci się nie stało?
   Pokręciłam głową śmiejąc się już na całego.
   - Nic Ci się nie stało? - powtórzył ze złością.
   Próbowałam się opanować, ale za bardzo mi to nie wychodziło. , jednak odpowiedziałam.
   - Powiedziałam dokładnie to samo kiedy miałeś wypadek.
   Uśmiechnął się lekko.
   - I to Cię tak rozbawiło?
   Pokiwałam głową.
   - Wiesz co? Chyba mam dość na dzisiaj jeżdżenia - stwierdziłam.
   - Dobrze, że sama to zauważyłaś.
   Wstałam i otrzepałam się z piasku.
   Złapaliśmy Bystrą i rozsiodłaliśmy w stajni. Znaczy ja ją rozsiodływałam, bo Brajan z tą ręką na wiele się nie zdał. Gyd skończyłam poszliśmy do do domu i rozeszliśmy się do swoich pokoji (tak babcia odstąpiła Brajanowi jeden pokój). Przebrałam się w czarne legginsyi bordową koszulkę.
   Zbiegłam na dół, by się napić. Zastałam tam Brajana z koszykiem piknikowym. Także się przebrał. Miał ma sobie siwe dresy ze ściągaczem na kostce, czarną koszulkę z wizerunkiem Barda Simpsona i czarno-czerwoną rozpiętą koszulę w kratę z podwinętymi rękawami. Nie miał już ręki w tęblanku.
   - A ty co? - spytałam.
   - Hmm... no wiesz... yyy... - zająkał się. - Chciałem uczcić moje wyjście ze szpitala.
   Uśmiechnęłam się.
   - A skąd masz koszyk? Pierwszy aż go widzę, a mieszkam tu dłużej od Ciebie.
   - Twoja babcia powiedziała, że mogę się zachowywać jak u siebie w domu - uśmiechnął się zawadiacko.
   - To idziemy? - spytałam.
   Pokiwał głową i ruszyliśmy na sam środek ogrodu mojej babci.
.................................................................................................................
   Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Ale już jestem! =D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!


2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział mam nadzieję ze Brajan i Klaudia niedługo będą razem :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny i pisz dłuższe, proszę!

    OdpowiedzUsuń