piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1

Oczami Klaudi
Minęła kolejna godzina operacji. Siedziałam w poczekalni czekając, aż wyjdą z bloku operacyjnego z informacją na temat stanu  Brajana. Martwiłam się w chuj. Bałam się o niego.
   Po kolejnych piętnastu długich minutach zazgrzytały zawiasy przeszklonych drzwi, w których stanął doktor Marczak z poważna miną.
   - Coś się stało - stwierdziłam.
   - Nic oprócz tego, że widzę, że jego ojciec jeszcze nie dotarł.
   - Tak wiem - potwierdziłam. - Dzwoniłam do niego, ale jest w pracy.
   - Rozumiem - powiedział powoli kiwając głową.
   - Dobrze l, a jak przebiegła operacja ? - spytałam ledwo co wypowiadając słowo "operacja" .
   - Kość łokciowa została poskładana. Wszystko przebiegło dobrze. Jest pod narkozą. Jeszcze się nie obudził.
   - A dlaczogo nie oddychał ? - spytałam z drżącym głosem.
   - Jest teraz w dobrym stanie - odparł lekarz.
   - Nie odpowiedział pan na pytanie.
   Westchnął.
   - Miał zatrzymaną akcję serca - wyszeptał.
   Wciągnęłam głośno powietrze.
   - Słucham ?! - wykrzyknęłam. - Czyle jednak nie jest dobrze!! - oskarżyłam doktora.
   - Teraz jest dobrze - zapewnił mnie. - Nie wiemy dlaczego do tego doszło, ale w twlej chwili chłopak jest stabilny i nic nie zagraża jego życiu.
   - Kiedy będę mogła go zobaczyć ? - cisnęłam kolejne pytanie ze złością jak pocisk.
   - Za jakieś dwie godziny, gdy wyjdzie z narkozy - odpowiedział. - Miał dużo szczęścia, że przeżył i że ma taka fantastyczna dziewczynę.
   - Nie jestem jego dziewczyną, tylko przyjaciółką- sprostowałam.
   - W takim razie ma fantastyczną przyjaciółkę - dotknął mojego ramienia i je poklepał. Odwrócił się i wymaszerował do jakiejś sali.
   Po chwili usłyszałam zgrzytanie kółek od łyżka szpitalnego. Na nim leżał chłopak z czarnymi włosami o jasnej cerze. Przypominał mi Dominika Santorskiego z "Sali Samobójców" i to nie tylko z wyglądu. Mieli te same wady i zalety, jakby ta postać została stworzona na podstawie mojego przyjaciela. Mój Brajan.
   Podbiegłam do jednej z pielęgniarek pchających go i zadałam pytanie bez ceremonii typu "Dzień Dobry" :
   - Do jakiej sali go zabieracie ?
   - Trzysta pięćdziesiąt dwa - odpowiedziała bez emocji rodowłosa.
   Pokiwałam głową, ale chyba tego nie zauważyła, bo byłam już na schodach jakieś 10 metrów dalej. Po chwili byłam już w sali wejściowej szpitala gdzie czekały moje przyhaciółki : Sabina, Jowita i Antosia (Tosia). Wszystkie trzy zaczęły gadać jak najęte trzy po trzy. Nie dało się tego słuchać.
   - Zamknąć japy i dajcie mi dojść do słowa! - ryknełam na nie. Uciszyły się jak za dotknięciem magicznej różdżki. - Wszystko jest dobrze. Za dwie godziny wyjdzie z narkozy i będzie można no zobaczyć.
   - Awiec co tera, spytała Sabina.
   - Czekam - odparłam. - Jedzcie na lekcje. Powiedzcie w szkole, że wszystko jest dobrze i że z nim zostanę.
   Pokiwały głowami. Prztuliły mnie na pożegnanie. Patrzyłam jak wychodzą na parking i Tosia dzwoni po taksówkę.
   Ruazyłam do baru myśląc o Brajanie. Doszłam do lady i zamówiłam sobie duża kawę. Z dostatkiem kofeiny usiadłam przy dwuosobowym stoliku i zaczęłam wertować jakaś gazetę.
...................................................................................................
Hej dzięki za kometarze. Mam nadzieję, że się podoba. Wiem ten rozdział był dosyć nudny ale, później akcja się rozkręci :D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!  

8 komentarzy:

  1. Mrrraśnie *.* czekam na nexta ♥♡♥/agatxxd

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest ciekawy :* Mam nadzieję że ciąg dalszy będzie jeszcze ciekawszy <333

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe opowiadanie *-* boskiee, jestem naprawde ciekawa co bedzie dalej ;)


    PS. Zapraszam na mojego bloga ;)
    haikyuustory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne *u*
    Paulina K.

    OdpowiedzUsuń