wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 12

Oczami Klaudii
   W tej chwil powiedziałam pierwsze co mi wpadło do głowy:
   - O Mój Boże!oczywiście mnie niezdara.
   Mężczyzna wyleciał z pokoju jak oparzony. Miałam nadzieję, ze nie obudziłam babci.
   Przykucnęłam, by pozbierać większe odłamki szkła. Mężczyzna patrzył się na mnie przez ułamek sekundy, a potem szarpnął mnie za łokieć podnosząc mnie do góry.
   - Idź, do pokoju. Ja to posprzątam – nakazał mówiąc przez zęby. Pokiwałam głową, próbując zagrać w tym przedstawieniu, jak najbardziej naturalną.
   Łapałam już za klamkę, gdy za mną zawołał:
   - Klaudia!
   Odwróciłam się.
   - Tak?
   - Co ty tu robiłaś?
   - Zrobiłam sobie kawę i wracałam do pokoju.
   - Tylko to?
   - Dziadku, znasz mnie. Nie jestem taka, żeby Cię podsłuchiwać. Swoją drogą, co robiłeś w pokoju Brajana? - spytałam czując, że głos łamie mi się na jego imieniu.
   Zauważyłam tylko chwilę wahania.
   - Chciałem porozmawiać z kolegą tak by babcia nie słyszała. Wiesz, niedługo nasza rocznica ślubu i szykuję dla niej niespodziankę. Musiałem, yy…, pozałatwiać parę spraw.
   - Aha – i weszłam do swojego pokoju.
   Rzuciłam się na łóżko z trudem powstrzymując łzy.
   - Morderca – wyszeptałam w poduszkę.
   Przekręciłam się na plecy.
   A, więc to wszystko przez niego – pomyślałam. – To On przeciął hamulce w taksówce i spowodował wypadek! Zabił Brajana i huj wie kogo jeszcze!
   Tak bardzo chciałam płakać, ale bałam się, że On w każdej chwili może wejść. I nie myliłam się. Po pięciu minutach wszedł niosąc mi kawę.
   - Dzisiaj w południe przychodzi do nas policja. Będą z Tobą rozmawiać na temat wypadku – powiedział. – Bądź gotowa.
   Przytaknęłam.
   Wyszedł.
   To, że nie uważałam go za swojego „dziadka” to było mało. Wręcz go nienawidziłam.
   Czas do przyjścia policji dłużył się niemiłosiernie. Minuty zamieniły się w godziny. Podczas tych moich rozmyślań postanowiłam, że po południu spakuję się i wrócę do domu oraz, że po drodze zajdę do apteki kupić test ciążowy.
   W końcu słyszałam uderzenia dwóch par ciężkich policyjnych butów. Zbiegłam na dół, w czarnych jeansach i siwej bluzie.
   - Dzień dobry – przywitałam się ponurym głosem.
   - Witamy, cię – powiedziała kobieta policjantka.
   Jej partner przedstawił ich oboje. Od razu przeszedł do sedna sprawy.
   - Co pamiętasz z wypadku? – spytał.
   Opowiedziałam wszystko po kolei, omijając mój ostatni pocałunek z Brajanem. Babcia siedziała z dziadkiem u góry, zgodnie z poleceniem policji. Mieliśmy mieć tak zwaną „prywatność”.
   Facet miał tylko jedno pytanie, bo jak stwierdził moja wypowiedź była „bardzo wyczerpująca”:
   - Z naszych policyjnych ustaleń wynika, że ktoś przeciął hamulce w taksówce, w której wtedy jechałaś. Czy podejrzewasz kto to mógł być?
   - Ja wiem kto to był – rzuciłam szybko.
   Para spojrzała po sobie.
   - Słuchamy – zachęciła mnie kobieta.
   Teraz już nie było odwrotu. Z resztą chciałam to powiedzieć.
   - To był mój dziadek. Wiem to, bo dzisiejszego ranka podsłuchała rozmowę z jego kolegą przez telefon.
   Od razu wstali i ruszyli w stronę schodów.
   - Przepraszam – zatrzymałam ich. – Muszę jeszcze się o cos spytać, co trapi mnie od początku. Kto przeżył?
   Kobieta spojrzała na mnie.
   - Nikt oprócz Ciebie – powiedziała. – Nie żyje: ten chłopak, kierowca, mężczyzna z żoną i córką z drugiego samochodu.
   Przyłożyłam dłoń do ust próbując powstrzymać odruchy wymiotne.
   Poszli na górę. Chwilę później usłyszałam odgłosy szarpaniny. Zeszli po schodach, a mężczyzna zaczął znów się wyrywać. Za tą trójką schodziła babcia zalana łzami.
   Podeszłam do nich.
   - CO TY ZROBIŁAŚ, GÓWNIARO?! – wrzasnął do mnie. – OKŁAMAŁAŚ MNIE!
   Zaczęli wychodzić z domu i kierować się do radiowozu.
   - Nie miałam innego wyjścia! – krzyknęłam za nim, czułam, że po moich policzkach zaczynają lecieć łzy. – Mogłeś zabić mnie! Zamordowałeś mężczyznę z jego rodziną, kierowcę taksówki! ZABIŁEŚ BRAJANA!
   Policjantka otworzyła drzwi do auta, a policjant „wrzucił” go do środka.
   Patrzyłam przez chwilę jak odjeżdżają.
   Potem odwróciłam się do babci i ją przytuliłam.
   - Czy to prawda? – spytała przez łzy.
   - Niestety, babciu, ale tak.
   Potem przez godzinę pocieszałam babcię w domu.
   - Powinnaś wrócić do domu – powiedziała, gdy już się opanowała.
   - Też tak myślałam, ale nie mogę zostawić Cię samej.
   - Nie będę sama, pojadę do mojej znajomej. Idź do pokoju, weź trochę rzeczy i wracaj do matki, by się z nią pogodzić.
   Poszłam na górę, spakowałam kilka koszulek, par spodni, butów, bluz i jedną, jedyną spódniczkę do dużej torby z firmy „Hummel” i zeszłam do dół.
   - Może Cię podwieźć? – zaproponowała babcia.
   - Nie, dziękuję. Pojadę autobusem. Muszę przygotować sobie przemowę, jaką powiem mamie – Pierwszy raz od kilku lat nazwałam moją matkę „mama”.
   Wyszłam na ganek, zostawiłam tam torbę i wybiegłam do stajni. Ruszyłam od razu do boksu Bystrej. Ucałowałam ją w chrapy.
   - Musimy się na razie pożegnać.
   Spojrzała na mnie błagalnie. Czasem miałam wrażenie, że rozumie więcej niż inni.
   - Przepraszam. Babcia znajdzie tobie i Sany’emu kogoś do opieki.
   Poklepałam ją po szyi i ruszyłam do wyjścia. Przechodząc poklepałam, także ogiera mojego brata.
   Wzięłam torbę i pomachałam babci, która stała w oknie. Najbliższy przystanek autobusowy był jakieś pół kilometra od posiadłości mojej babci. Musiałam iść na piechotę.
***
   Stanęłam przed drzwiami apartamentu moich rodziców.
   Pukać czy nie pukać?
   Zapukałam.
   Pięć sekund później usłyszałam brzęk zamka i zobaczyłam moją mamę. Jej złocisty blond (oczywiście farbowany) włosy jak zwykle były upięte w ciasny kok, ubrana była w beżowe sztruksowe spodnie, czarne szpilki, beżową marynarkę i białą falbaniastą koszulę. Czyli przed chwilą wróciła z pracy.
   - Klaudia – westchnęła.
    Moja wcześniej przygotowana przemowa poszła się jebać, a ja rozryczałam się jak bóbr. Przygarnęła mnie, wprowadziła do salonu, a ja wszystko jej opowiedziałam. Wszystko zaczynając od dnia wypadku Brajana. Wszystko bez wyjątku.
   - Nie sądziłam, że mój ojciec tak postąpi – stwierdziła.
   - Też nie myślałam – nagle coś zrozumiałam. – Dlaczego jest tu tak pusto?
   - Twój brat jest jeszcze w szkole, a potem idzie do kolegi na noc, a tata na delegacji.
   - Aha – odruchowo włożyłam ręce do kieszeni bluzy. Natrafiłam na jakiś przedmiot.
   - Mamo, muszę iść do łazienki – wstałam, powoli ruszyłam do łazienki z trudem powstrzymując się, by nie pobiec.
   Trzeba  było to zobaczyć od razu, zaraz po tym jak Brajan mi to uświadomił – pomyślałam. Wyjęłam z kieszeni „to coś” – test ciążowy.
   Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją. Usiadłam na ubikacji. Po chwili, nie wierzyłam własnym oczom.
   - Nie, to nie możliwe – wyszeptałam.
   Po policzkach pociekły mi łzy.
   - Klaudia! – zawoła nagle mama. – Wszystko w porządku?
   Przełknęłam głośno ślinę.
   - Tak. I nie… - powiedziałam łamiącym się głosem. – Musisz tu wejść.
   Otworzyła drzwi.
   - Dwie kreski – wyszeptałam patrząc jej w oczy.
***
   Pogrzeb Brajana. Przy zamkniętej trumnie – na moje życzenie. Jak chciałam było skromnie i prosto. Przyszłam tylko ja, babcia, matka, ojciec, Radek, Sabina, Tosia,  Jowita, kilku nauczycieli, nasza wychowawczyni, dyrektorka szkoły, cała nasza klasa. Nikt z rodziny Brajana. Nikogo już nie ma, oprócz Jego ojca, który jest w areszcie do rozprawy w sądzie.
   Już nie płakałam i tak do nic by to nie dało. Nie przywróci Mu to życia.
   Gdy Go zakopywali, poczułam ukłucie w sercu.
   NA ZAWSZE – pomyślałam.
   Mimo, że nie płakałam i tak nie mogłam wygłosić przemówienia. Byłam zbyt roztrzęsiona. Mówiła Sabina. W sumie to nie wiedziałam, że tak dobrze potrafi operować słowem. Była niesamowita.
   Najbardziej w pamięć zapadły mi jej ostatnie słowa.
   - Jak będę o Nim myślała, będę pamiętać jak kochał Klaudię. To było coś więcej niż tylko miłość. To było całe Jego życie. Wiem, że tak, jak kochał Ją, kochał by swoje dziecko – mówiąc to patrzała się znacząc na nie, tylko cztery osoby wiedziały co ma na myśli.
   Nie wiedziałam czy to przez  niedawno narodzony we mnie matczyny instynkt czy na wzmiankę o moim nienarodzonym dziecku, które już kochałam równie mocno jak Brajana, ale zaczęłam powoli głaskać się po brzuchu.

   Tatuś, Cię kocha, wiem to – zapewniłam maluszka w myślach. – Jest tam u góry i kocha nas oboje.

2 komentarze: