Oczami
Klaudii
W tej chwil powiedziałam pierwsze co mi wpadło do głowy:
- O Mój Boże!oczywiście mnie niezdara.
Mężczyzna wyleciał z pokoju jak oparzony. Miałam nadzieję, ze nie
obudziłam babci.
Przykucnęłam, by pozbierać większe odłamki szkła. Mężczyzna patrzył się
na mnie przez ułamek sekundy, a potem szarpnął mnie za łokieć podnosząc mnie do
góry.
- Idź, do pokoju. Ja to posprzątam – nakazał mówiąc przez zęby.
Pokiwałam głową, próbując zagrać w tym przedstawieniu, jak najbardziej
naturalną.
Łapałam już za klamkę, gdy za mną zawołał:
- Klaudia!
Odwróciłam się.
- Tak?
- Co ty tu robiłaś?
- Zrobiłam sobie kawę i wracałam do pokoju.
- Tylko to?
- Dziadku, znasz mnie. Nie jestem taka, żeby Cię podsłuchiwać. Swoją
drogą, co robiłeś w pokoju Brajana? - spytałam czując, że głos łamie mi się na jego imieniu.
Zauważyłam tylko chwilę wahania.
- Chciałem porozmawiać z kolegą tak by babcia nie słyszała. Wiesz,
niedługo nasza rocznica ślubu i szykuję dla niej niespodziankę. Musiałem, yy…,
pozałatwiać parę spraw.
- Aha – i weszłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko z trudem powstrzymując łzy.
- Morderca – wyszeptałam w poduszkę.
Przekręciłam się na plecy.
A, więc to wszystko przez niego –
pomyślałam. – To On przeciął hamulce w
taksówce i spowodował wypadek! Zabił Brajana i huj wie kogo jeszcze!
Tak bardzo chciałam
płakać, ale bałam się, że On w każdej chwili może wejść. I nie myliłam się. Po
pięciu minutach wszedł niosąc mi kawę.
- Dzisiaj w południe przychodzi do nas policja. Będą z Tobą rozmawiać na
temat wypadku – powiedział. – Bądź gotowa.
Przytaknęłam.
Wyszedł.
To, że nie uważałam go za swojego „dziadka” to było mało. Wręcz go
nienawidziłam.
Czas do przyjścia policji dłużył się niemiłosiernie. Minuty zamieniły
się w godziny. Podczas tych moich rozmyślań postanowiłam, że po południu
spakuję się i wrócę do domu oraz, że po drodze zajdę do apteki kupić test
ciążowy.
W końcu słyszałam uderzenia dwóch par ciężkich policyjnych butów.
Zbiegłam na dół, w czarnych jeansach i siwej bluzie.
- Dzień dobry – przywitałam się ponurym głosem.
- Witamy, cię – powiedziała kobieta policjantka.
Jej partner przedstawił ich oboje. Od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Co pamiętasz z wypadku? – spytał.
Opowiedziałam wszystko po kolei, omijając mój ostatni pocałunek z
Brajanem. Babcia siedziała z dziadkiem u góry, zgodnie z poleceniem policji.
Mieliśmy mieć tak zwaną „prywatność”.
Facet miał tylko jedno pytanie, bo jak stwierdził moja wypowiedź była
„bardzo wyczerpująca”:
- Z naszych policyjnych ustaleń wynika, że ktoś przeciął hamulce w
taksówce, w której wtedy jechałaś. Czy podejrzewasz kto to mógł być?
- Ja wiem kto to był – rzuciłam szybko.
Para spojrzała po sobie.
- Słuchamy – zachęciła mnie kobieta.
Teraz już nie było odwrotu. Z resztą chciałam to powiedzieć.
- To był mój dziadek. Wiem to, bo dzisiejszego ranka podsłuchała rozmowę
z jego kolegą przez telefon.
Od razu wstali i ruszyli w stronę schodów.
- Przepraszam – zatrzymałam ich. – Muszę jeszcze się o cos spytać, co
trapi mnie od początku. Kto przeżył?
Kobieta spojrzała na mnie.
- Nikt oprócz Ciebie – powiedziała. – Nie żyje: ten chłopak, kierowca,
mężczyzna z żoną i córką z drugiego samochodu.
Przyłożyłam dłoń do ust próbując powstrzymać odruchy wymiotne.
Poszli na górę. Chwilę później usłyszałam odgłosy szarpaniny. Zeszli po
schodach, a mężczyzna zaczął znów się wyrywać. Za tą trójką schodziła babcia
zalana łzami.
Podeszłam do nich.
- CO TY ZROBIŁAŚ, GÓWNIARO?! – wrzasnął do mnie. – OKŁAMAŁAŚ MNIE!
Zaczęli wychodzić z domu i kierować się do radiowozu.
- Nie miałam innego wyjścia! – krzyknęłam za nim, czułam, że po moich
policzkach zaczynają lecieć łzy. – Mogłeś zabić mnie! Zamordowałeś mężczyznę z
jego rodziną, kierowcę taksówki! ZABIŁEŚ BRAJANA!
Policjantka otworzyła drzwi do auta, a policjant „wrzucił” go do środka.
Patrzyłam przez chwilę jak odjeżdżają.
Potem odwróciłam się do babci i ją przytuliłam.
- Czy to prawda? – spytała przez łzy.
- Niestety, babciu, ale tak.
Potem przez godzinę pocieszałam babcię w domu.
- Powinnaś wrócić do domu – powiedziała, gdy już się opanowała.
- Też tak myślałam, ale nie mogę zostawić Cię samej.
- Nie będę sama, pojadę do mojej znajomej. Idź do pokoju, weź trochę
rzeczy i wracaj do matki, by się z nią pogodzić.
Poszłam na górę, spakowałam kilka koszulek, par spodni, butów, bluz i
jedną, jedyną spódniczkę do dużej torby z firmy „Hummel” i zeszłam do dół.
- Może Cię podwieźć? – zaproponowała babcia.
- Nie, dziękuję. Pojadę autobusem. Muszę przygotować sobie przemowę,
jaką powiem mamie – Pierwszy raz od kilku lat nazwałam moją matkę „mama”.
Wyszłam na ganek, zostawiłam tam torbę i wybiegłam do stajni. Ruszyłam
od razu do boksu Bystrej. Ucałowałam ją w chrapy.
- Musimy się na razie pożegnać.
Spojrzała na mnie błagalnie. Czasem miałam wrażenie, że rozumie więcej
niż inni.
- Przepraszam. Babcia znajdzie tobie i Sany’emu kogoś do opieki.
Poklepałam ją po szyi i ruszyłam do wyjścia. Przechodząc poklepałam,
także ogiera mojego brata.
Wzięłam torbę i pomachałam babci, która stała w oknie. Najbliższy
przystanek autobusowy był jakieś pół kilometra od posiadłości mojej babci. Musiałam
iść na piechotę.
***
Stanęłam przed drzwiami apartamentu moich rodziców.
Pukać czy nie pukać?
Zapukałam.
Pięć sekund później usłyszałam brzęk zamka i zobaczyłam moją mamę. Jej
złocisty blond (oczywiście farbowany) włosy jak zwykle były upięte w ciasny kok, ubrana była w beżowe
sztruksowe spodnie, czarne szpilki, beżową marynarkę i białą falbaniastą
koszulę. Czyli przed chwilą wróciła z pracy.
- Klaudia – westchnęła.
Moja wcześniej przygotowana przemowa poszła się jebać, a ja rozryczałam się jak
bóbr. Przygarnęła mnie, wprowadziła do salonu, a ja wszystko jej
opowiedziałam. Wszystko zaczynając od dnia wypadku Brajana. Wszystko bez
wyjątku.
- Nie sądziłam, że mój ojciec tak postąpi – stwierdziła.
- Też nie myślałam – nagle coś zrozumiałam. – Dlaczego jest tu tak
pusto?
- Twój brat jest jeszcze w szkole, a potem idzie do kolegi na noc, a tata na delegacji.
- Aha – odruchowo włożyłam ręce do kieszeni bluzy. Natrafiłam na jakiś
przedmiot.
- Mamo, muszę iść do łazienki – wstałam, powoli ruszyłam do łazienki z
trudem powstrzymując się, by nie pobiec.
Trzeba było to zobaczyć od razu, zaraz po tym jak
Brajan mi to uświadomił – pomyślałam. Wyjęłam z kieszeni „to coś” – test
ciążowy.
Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją. Usiadłam na ubikacji. Po chwili,
nie wierzyłam własnym oczom.
- Nie, to nie możliwe –
wyszeptałam.
Po policzkach pociekły mi łzy.
- Klaudia! – zawoła nagle mama. – Wszystko w porządku?
Przełknęłam głośno ślinę.
- Tak. I nie… - powiedziałam łamiącym się głosem. – Musisz tu wejść.
Otworzyła drzwi.
- Dwie kreski – wyszeptałam patrząc jej w oczy.
***
Pogrzeb Brajana. Przy zamkniętej trumnie – na moje życzenie. Jak
chciałam było skromnie i prosto. Przyszłam tylko ja, babcia, matka, ojciec,
Radek, Sabina, Tosia, Jowita, kilku
nauczycieli, nasza wychowawczyni, dyrektorka szkoły, cała nasza klasa. Nikt z
rodziny Brajana. Nikogo już nie ma, oprócz Jego ojca, który jest w areszcie do
rozprawy w sądzie.
Już nie płakałam i tak do nic by to nie dało. Nie przywróci Mu to życia.
Gdy Go zakopywali, poczułam ukłucie w sercu.
NA ZAWSZE – pomyślałam.
Mimo, że nie płakałam i tak nie mogłam wygłosić przemówienia. Byłam zbyt
roztrzęsiona. Mówiła Sabina. W sumie to nie wiedziałam, że tak dobrze potrafi
operować słowem. Była niesamowita.
Najbardziej w pamięć zapadły mi jej ostatnie słowa.
- Jak będę o Nim myślała, będę pamiętać jak kochał Klaudię. To było coś
więcej niż tylko miłość. To było całe Jego życie. Wiem, że tak, jak kochał Ją,
kochał by swoje dziecko – mówiąc to patrzała się znacząc na nie, tylko cztery osoby wiedziały co ma na myśli.
Nie wiedziałam czy to przez niedawno narodzony we mnie matczyny instynkt
czy na wzmiankę o moim nienarodzonym dziecku, które już kochałam równie mocno jak
Brajana, ale zaczęłam powoli głaskać się po brzuchu.
Tatuś, Cię kocha, wiem to –
zapewniłam maluszka w myślach. – Jest tam u góry i
kocha nas oboje.
Super :* Pisz szybciej proszę :*
OdpowiedzUsuńWylalam morze łez :'( Piękne /Kala
OdpowiedzUsuń