sobota, 31 stycznia 2015

Epilog

  Wyszło tak jak zaplanowałam. Żyletka, drogie wino mamy i most.
   Siedziałam na barierce wymachując nogami. W lewej ręce trzymałam drogocenną butelkę, a w prawej ważny kawałek metalu.
   Postawiłam wino na barierce obok mnie i żyletką zwinnie przecięłam sobie żyły. Nawet nie bolało. Pociągnęłam kilka łyków alkoholu, a po chwili dopiłam wszystko do końca. Wrzuciłam butelkę i żyletkę do wody pode mną.
   Stanęłam na samej krawędzi mostu. Spojrzałam w dół. Ciemna toń wody nocą wyglądała jeszcze straszniej niż za dnia. Krew z mojego nadgarstka kapłała częściowo na most częściowo w dół.
   A potem zrobiłam ostatni krok w moim życiu...
***
KILKA DNI PÓŹNIEJ...
   Przykucnęłam na grobie na przeciwko mojego.
    Myślenie o tym, że już nie żyje nie przeszkadzało mi. Przychodziło mi to naturalnie. Trudniej przychodziło mi patrzenie teraz na twarz mojej mamy, babci, taty, brata, Sabiny, Tosi, Jowity, nawet Kamila (wiem, że mnie kochał i bardzo żałuje, że doprowadził mnie do poronienia). Były takie smutne.
   Tak, nie żyję. Więc co robię na ziemi?! Długo zdawałam sobie to pytanie. Przypomniało mi się, ze starych podań pogańskich (tak ja i moje uwielbienie do historii), że dusze samobójców stawały się upiorami (zobacz: Adam Mickiewicz "Dziady cz. 2" - "Upiór"). Super. Czyli co? Zostałam skazana na wieczne potępienie, bo nie chciałam żyć bez Brajana? Po prostu ZAJEBIŚCIE! Nikt mnie nie widzi, nikt mnie nie słyszy. Teraz do końca będę sama?!
    Wstałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
   - To ty miałaś żyć.
   Ten głos. Głos, który już znałam. Hah, znałam! To było mało powiedziane!
   Poczułam (pierwszy raz od śmierci poczułam!) dłoń na moim ramieniu. Otoczył mnie znajomy zapach. Zapach domu. Wiedziałam kto za mną stoi.
   - Mylisz się. Ty miałeś żyć.
   Brajan staną przede mną. Wyglądał jak w ten dzień kiedy się całowaliśmy w ogrodzie mojej babci. W ten dzień kiedy się kochalismy. Podzielił mój samotny los?
   - Życie bez Ciebie nią miałoby sensu - dodałam.
   - Klaudia - dotknął mojego policzka, ocierając łzę, która niespodziewanie popłynęła.
  - Kocham Cię - wyszeptałam.
  - Kocham Cię - zawturował mi.
   Pocałował mnie. Smak jego ust przyprawił mnie o dreszcze.
   Przerwał po dłuższej chwili.
   - Czekaj. Ktoś chciałby cię poznać.
   Usłyszałam perlisty śmiech. Śmiech, który także słyszałam, ale tylko w mojej wyobraźni. Tuż obok mojej mamy stojącej wraz z innymi pogrzebowymi gośćmi, pojawił się ten sam mały chłopczyk, który nawiedził mnie w wizjach, no może trochę starszy.
   - Mamusiu! - krzyknął.
   Do oczu znów napłynęły mi łzy. Malec pobiegł do mnie w podskokach i wtulił się we mnie.
   - Wiem, co teraz myślisz. Tak, to jest nasze dziecko - powiedział Brajan. Tak jak kiedyś wiedział co mam na myśli. - Nie wymyslilaś mu imienia - zauważył. - Nazwałem go Mateusz.
   Wzięłam Mateusza na ręce.
   - Podoba mi się - nie skłamałam. - Pasuje do niego.
   - Jesteś gotowa, mój aniołku? - spytał po dłuższej chwili tulenia się z moim synkiem.
   - Na co? - zdziwiłam się.
   - Żeby wrócić do domu? - moja twarz musiała wyrażać jeden wielki znak zapytania, bo ciągnął dalej. - Kiedyś mówiłaś, że ci co się samookaleczają to anioły, które chcą wrócić do domu.
   Tak bardzo dobrze to pamiętam. Nie chciałam wtedy usprawiedliwić samej siebie, po prostu podchwyciłam to kiedyś z jakiegoś filmy, który oglądała moją mama.
   - Nie sądzę, żeby mnie w niebie przyjęli.
   - Czekają na ciebie - zaskoczył mnie.
   - Na mnie?
   Przytaknął. Postawiłam chłopczyka na ziemi.
   - Okej - spróbowałam udawać, że coś rozumiem. Marnie mi to wychodziło. Spojrzałam w stronę żałobników. - Muszę jeszcze tylko coś załatwić.
   Podeszłam do mamy i położyłam jej dłonie na ramionach. Nie wyglądała jak moja mama. Wyglądała strasznie.
   Niczym Tristan z cyklu książek "Pocałunek Anioła" spróbowałam do niej przemówić.
   - Mamo. Pamiętam jak byłam mała powiedziałaś mi, że muszę być twarda. Czas, żebyś posłuchała się samą siebie. Dasz radę.
   Teraz wyglądała jakby nie chciała mnie słyszeć. Jakby powstrzymywała sama siebie.
   Już miałam wracać do moich chłopaków, gdy nagle mi się coś przypomniało. Podeszłam do Kamila.
   - Kamil, ogarnij się! - krzyknęłam mu w twarz. - Ogarnij swoje życie! Przestań pić! Zobacz obok stoi dziewczyna która mi kiedyś powiedziała jak bardzo cię kocha! - obok niego stała moją przyjaciółka Tosia. Przejrzałam się im. Pasują do siebie. To była prawda. Dziewczyna wyjawiła kilka dni przed pierwszym wypadkiem Brajana, że zakochała się w nim.
   Rozejrzał się zdezoriętowany. Po chwili powoli i nie pewnie pokiwał głową. Spojrzał mi prosto w oczy!
   Odwróciłam się. Moja mama też się na mnie patrzyła i też kiwała głową.
   - Brajan! - zawołałam podbiegłam do niego. Stał z moim, yyy sorry, naszym synem na barkach, na pustych wzgórzach cmentarza. Złapałam go za rękę. - Oni mnie słyszą?
  - Tak, jeżeli mówisz do nich wprost - objaśnił. - Tak jak ty teraz do mamy i Kamila.
   - Dlaczego ty nic do mnie nigdy nie powiedziałeś?
   - Masz zamknięty umysł - odniósł się do wcześniej wspomnianej książki.
   - Czyli teraz co? - spytałam. - Prowadź mnie mój wybawco!
   Ruszyliśmy w stronę słońca. Rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie w stronę moich bliskich.
   - Będzie mi ich brakować - oświadczyłam. - Wszystkich.
    - Mi też - przez chwilę milczeliśmy. - Chyba nie muszę ci powtarzać, że cię kocham?
   - Nie, nie musisz. Też Cię kocham.

    - Jesteś Aniołem.
    - Co?
    - Mama mówiła, że ci co mają skaleczone nadgarstki to Anioły.
    - Nie jestem Aniołem.
    - Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko Anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi. Są zbyt wrażliwi na ból innych i swój własny. Ten świat ich niszczy i chcą wrócić do Nieba.
    - Twoja mama jest bardzo mądra.
    - Dziękuję. Też jest Aniołem, ale wróciła już do domu.

KONIEC

..............................................................................................................................
   I to już koniec. Chciałabym podziękować wszystkim co czytali tego bloga. Nie potrafię wyrazić tego jak bardzo jestem wdzięczna za wszystko wszystkim. Za komentarze, za (narazie) prawie 4,000 wyświetleń, za dopytywanie się mnie prywatnie na Facebooku. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Wszyscy mnie motywowaliście. Pisanie tego to była wspaniała przygoda. Dziękuję mojej przyjaciółce Basi, Agacie i (oczywiście) Dominice! Jesteście wielkie!

Rozdział 13

Ocz.      i Klaudii
Dwa miesiące później…
   Patrzę na małego chłopczyka, który stawia pierwsze kroki przy kanapie mojej, tfu, naszej sypialni. Wygląda jak tatuś. Te same rozczochrane czarne włoski, ciemne oczka, nosek, usteczka, nawet te same miny! Tylko skórę ma śniadą, po mnie. Jest prześliczny, cudowny i mega słodki.
   Chłopiec robi trzy kroki, odwraca się do mnie i śmieje perliście ukazując maleńkie ząbki.
   Klaszczę w dłonie.
   - No dalej mały! Pokaż co umiesz! -  zachęcam go.
   Po jeszcze kilku kroczkach upada na pupę i pampersie. Wybucha piskliwym płaczem, więc podbiegam do niego i biorę na ręce.
   - Spokojnie – mówię. – Jest dobrze. Następnym razem będzie lepiej – zapewniam.
   Powtarzaliśmy ten schemat już kilka razy i za każdym razem szło mu coraz lepiej. Nie płakał z powodu bólu, bo nawet go to nie bolało (pieluszka okazała się dobrym ochraniaczem, tyle że mu się nie udawało.
   Ta i tej podobne wizje nawiedzały mnie już od jakiegoś czasu. Tak od półtora miesiąca. Czy wszystkie młode matki tak mają czy tylko ja?
   Mogłam sobie wyobrazić siebie w roli matki, ale nie matki z córką. Szczerze mówiąc bardziej widział mi się chłopczyk. Taki chłopczyk, podobny do Brajana.
   Pociągnęłam nosem leżąc na kanapie w mojej sypialni w domu moich rodziców.
   No to zacznę od początku.
   Po pierwsze, jestem w drugim miesiącu ciąży. Mam już lekko wypukły brzuszek.
         Po drugie, tęsknię za Brajanem.
   Po trzecie, ojciec Brajana siedzi więzieniu przez osiem lat w zawieszeniu cztery lata za znęcanie się nad swoją rodziną seksualnie, fizycznie i psychicznie oraz za próbę gwałtu na mnie.
   Po czwarte, mój dziadek, także kibluje w więzieniu przez dziesięć lat w zawieszeniu na osiem za spowodowanie wypadku, w którym zginęło pięć osób.
   Po piąte, mieszkam z moimi rodzicami, a babcia u swojej koleżanki.
   Po szóste, babcia sprzedaje swoją posiadłoś, a konie odda do najlepszej stadniny na obrzeżach miasta.
       Po siódme, jestem w związku z  przyjacielem Brajana - Kamilem. Nie, no w związku to za dużo powiedziane. To było jak jedzenie nutelli nie mając zmysłu smaku. Niby się spotykaliśmy, ale mi to nie wystarczało, cały czas kochałam Brajana. 
        Byłam w łazience i właśnie szykowałam się na spotkanie z Kamilem i jego znajomymi. W sumie nie miałam ochoty iść. Mój pseudo chłopak ostatnio zaczął dużo pić. Nie dawno nawet pobił jakiegoś gościa. Miałam z nim zerwać, ale kiedy jest trzeźwy jest bardzo sympatyczny i jakoś nie miałam serca. Nie to, że zapomniałam o Brajanie. Prawie codziennie byłam cmentarzu. 
   Wyszlam z łazienki, wzięłam torebkę z wieszaka na przedpokoju, krzyknęłam do rodziców, że wychodzę i zaczęłam zabiegać na dół po schodach bloku. Gdyby nie dziecko nie robiłabym tego. Niczego bym nie robiła. Byłabym martwa. Popełniłabym samobójstwo. Ale żyje. Bo kocham mojego maluszka równie mocno jak jego tatusia.
   Kamil siedział w swoim samochodzie. Wsiadłam na miejsce pasażera.
   - Cześć kochanie - cmoknął mnie w policzek.
   Wyjechaliśmy poza miasto. Gdy dotarliśmy na miejsce byliśmy na polanie przed lasem, na której stało już kilka samochodów.pp
   Potem wszystko poszło bardzo szybko. Cała ekipa się zgrała. Wszyscy zaczęli chlać na potęgę. W sumie nigdy nie byłam grzeczna dziewczynką i pewnie poszłabym w ich ślady, gdyby nie ciąża. Nie chciałam zaszkodzić maluszkowi. Niektóre laski wyglądały strasznie, jedną nawet zaczęła odstawiać jakiś erotyczny taniec koło mojego już najebanego na maksa faceta. Ja, która stałam wtedy oparta o maskę jego samochodu, ruszyłam w ich kierunku.
   Kamil gdy tylko mnie zobaczył, objął mnie w pasie. Po chwili zaczął obmacywać mój tyłek, schodząc coraz niżej.
   - Może ty tak dla mnie zatańczysz, jak ta laska, co? - szepną obleśnym tonem, zionąc mi w twarz alkoholem. - Tylko dla mnie w samochodzie?
   Zaczęłam wyswobadzać się z jego uścisku, ale nie wiele to dało.
   - Przestań - nakazałam. - Puść mnie!
   Zaczęliśmy się szamotać.
   Niespodziewałam się tego, ale uderzył mnie. Najpierw raz w ramię, potem w pierś, a na końcu dwa razy w brzuch. Ból był nie do opisania. Oczywiście nie dorównywał mojemu psychicznym bólowi, ale bolało. Bardzo bolało. Osunęłam się na ziemie i straciłam przytomność.
***
   Po raz kolejny obudziłam się w szpitalu. po raz kolejny nie chciałam otwierać oczu. Z resztą nie miałam siły.
   - Straciła dziecko? - usłyszałam głos mojej mamy, mówiącej z nutką niedowierzania w głosie.
  - Przykro mi - odpowiedział jej kobiecy głos pełen smutku.
   Zachłysnęłam się powietrzem i podniosłam do pozycji siedzącej, otwierając szeroko oczy. Nie rozejrzałam się nawet po sali, bo przez atak kaszlu zaczęły łzawić mi oczy. Nie mogłam się opanować. Po chwili zaczęłam krzyczeć, krzyczeć wniebogłosy. Poczułam ból w ramieniu i zaczęłam odpływać. Podano mi środki uspokajające.
***
   To był tylko sen - wmawiałam sobie. - To tylko sen.
   Tak bardzo chciałam by to była prawda. Bardzo. Niestety pościel nie wydawała się ani trochę znajoma, zapachy też obce. Wszystko wskazywało na to, że to nie był sen. Nawet nie otwierając oczu miałam to chore przeczucie. Z resztą byłam potwornie wyczerpana.
   Uniosłam powieki. Leżałam w ciemnej sali szpitalnej. Usiadłam. Mama drzemała niespokojnie na fotelu w rogu pomieszczenia. 
   Pogłaskałam się po brzuchu, a po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Gdzie było teraz moje dzieciątko? Co się z nim dzieje? 
   Nie żyje - ta myśl uderzyła mnie z takim impetem, że padłam na poduszki. Niestety byłam padnięta i od razu zasnęłam.
***
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ...
   Dlaczego jeszcze żyje? To jest właściwe pytanie. Nawet bardzo. Bo zamiast dać mi się wykrwawić po przecięciu sobie żył moja mama, gdy tylko nie zobaczyła kilka miesięcy temu, od razu zadzwoniła po pogotowie. Los chciał, że mnie odratowali. A potem zamknęli w psychiatryku. Taaa. Przejebane, co nie?
   Baby zza szyby patrzyły się na mnie, jakbym była jakimś bardzo rzadkim okazem jakiegoś zwierzęcia albo coś. Ja wpatrywałam się w nie wilkiem. 
   - Zostawicie mnie w końcu? - spytałam z irytacją, a mój głos odbijał się echem od ścian w pustym pomieszczeniu, w którym przebywałam. Ubrana byłam tylko w krótką szpitalna standardową koszulę, siedziałam skulona z rogu i byłam pewna, ze widać mi niektóre miejsca, które widział tylko Brajan.
   Zaczynałam popadać w obłęd. Wpadłam w pułapkę własnych myśli w tym miejscu. To miejsce mnie zaczęło niszczyć. Jedynym plusem było to, że miałam jutro wyjść. Wrócić to domu. Wykonam swój plan.
........................................................................................................................................
A więc. To już prawie koniec. To smutne, ale prawdziwe. Liczę na więcej komentarzy, niż pod ostatnim rozdziałem :D
5 KOMENTARZY = OSTATNI ROZDZIAŁ

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 12

Oczami Klaudii
   W tej chwil powiedziałam pierwsze co mi wpadło do głowy:
   - O Mój Boże!oczywiście mnie niezdara.
   Mężczyzna wyleciał z pokoju jak oparzony. Miałam nadzieję, ze nie obudziłam babci.
   Przykucnęłam, by pozbierać większe odłamki szkła. Mężczyzna patrzył się na mnie przez ułamek sekundy, a potem szarpnął mnie za łokieć podnosząc mnie do góry.
   - Idź, do pokoju. Ja to posprzątam – nakazał mówiąc przez zęby. Pokiwałam głową, próbując zagrać w tym przedstawieniu, jak najbardziej naturalną.
   Łapałam już za klamkę, gdy za mną zawołał:
   - Klaudia!
   Odwróciłam się.
   - Tak?
   - Co ty tu robiłaś?
   - Zrobiłam sobie kawę i wracałam do pokoju.
   - Tylko to?
   - Dziadku, znasz mnie. Nie jestem taka, żeby Cię podsłuchiwać. Swoją drogą, co robiłeś w pokoju Brajana? - spytałam czując, że głos łamie mi się na jego imieniu.
   Zauważyłam tylko chwilę wahania.
   - Chciałem porozmawiać z kolegą tak by babcia nie słyszała. Wiesz, niedługo nasza rocznica ślubu i szykuję dla niej niespodziankę. Musiałem, yy…, pozałatwiać parę spraw.
   - Aha – i weszłam do swojego pokoju.
   Rzuciłam się na łóżko z trudem powstrzymując łzy.
   - Morderca – wyszeptałam w poduszkę.
   Przekręciłam się na plecy.
   A, więc to wszystko przez niego – pomyślałam. – To On przeciął hamulce w taksówce i spowodował wypadek! Zabił Brajana i huj wie kogo jeszcze!
   Tak bardzo chciałam płakać, ale bałam się, że On w każdej chwili może wejść. I nie myliłam się. Po pięciu minutach wszedł niosąc mi kawę.
   - Dzisiaj w południe przychodzi do nas policja. Będą z Tobą rozmawiać na temat wypadku – powiedział. – Bądź gotowa.
   Przytaknęłam.
   Wyszedł.
   To, że nie uważałam go za swojego „dziadka” to było mało. Wręcz go nienawidziłam.
   Czas do przyjścia policji dłużył się niemiłosiernie. Minuty zamieniły się w godziny. Podczas tych moich rozmyślań postanowiłam, że po południu spakuję się i wrócę do domu oraz, że po drodze zajdę do apteki kupić test ciążowy.
   W końcu słyszałam uderzenia dwóch par ciężkich policyjnych butów. Zbiegłam na dół, w czarnych jeansach i siwej bluzie.
   - Dzień dobry – przywitałam się ponurym głosem.
   - Witamy, cię – powiedziała kobieta policjantka.
   Jej partner przedstawił ich oboje. Od razu przeszedł do sedna sprawy.
   - Co pamiętasz z wypadku? – spytał.
   Opowiedziałam wszystko po kolei, omijając mój ostatni pocałunek z Brajanem. Babcia siedziała z dziadkiem u góry, zgodnie z poleceniem policji. Mieliśmy mieć tak zwaną „prywatność”.
   Facet miał tylko jedno pytanie, bo jak stwierdził moja wypowiedź była „bardzo wyczerpująca”:
   - Z naszych policyjnych ustaleń wynika, że ktoś przeciął hamulce w taksówce, w której wtedy jechałaś. Czy podejrzewasz kto to mógł być?
   - Ja wiem kto to był – rzuciłam szybko.
   Para spojrzała po sobie.
   - Słuchamy – zachęciła mnie kobieta.
   Teraz już nie było odwrotu. Z resztą chciałam to powiedzieć.
   - To był mój dziadek. Wiem to, bo dzisiejszego ranka podsłuchała rozmowę z jego kolegą przez telefon.
   Od razu wstali i ruszyli w stronę schodów.
   - Przepraszam – zatrzymałam ich. – Muszę jeszcze się o cos spytać, co trapi mnie od początku. Kto przeżył?
   Kobieta spojrzała na mnie.
   - Nikt oprócz Ciebie – powiedziała. – Nie żyje: ten chłopak, kierowca, mężczyzna z żoną i córką z drugiego samochodu.
   Przyłożyłam dłoń do ust próbując powstrzymać odruchy wymiotne.
   Poszli na górę. Chwilę później usłyszałam odgłosy szarpaniny. Zeszli po schodach, a mężczyzna zaczął znów się wyrywać. Za tą trójką schodziła babcia zalana łzami.
   Podeszłam do nich.
   - CO TY ZROBIŁAŚ, GÓWNIARO?! – wrzasnął do mnie. – OKŁAMAŁAŚ MNIE!
   Zaczęli wychodzić z domu i kierować się do radiowozu.
   - Nie miałam innego wyjścia! – krzyknęłam za nim, czułam, że po moich policzkach zaczynają lecieć łzy. – Mogłeś zabić mnie! Zamordowałeś mężczyznę z jego rodziną, kierowcę taksówki! ZABIŁEŚ BRAJANA!
   Policjantka otworzyła drzwi do auta, a policjant „wrzucił” go do środka.
   Patrzyłam przez chwilę jak odjeżdżają.
   Potem odwróciłam się do babci i ją przytuliłam.
   - Czy to prawda? – spytała przez łzy.
   - Niestety, babciu, ale tak.
   Potem przez godzinę pocieszałam babcię w domu.
   - Powinnaś wrócić do domu – powiedziała, gdy już się opanowała.
   - Też tak myślałam, ale nie mogę zostawić Cię samej.
   - Nie będę sama, pojadę do mojej znajomej. Idź do pokoju, weź trochę rzeczy i wracaj do matki, by się z nią pogodzić.
   Poszłam na górę, spakowałam kilka koszulek, par spodni, butów, bluz i jedną, jedyną spódniczkę do dużej torby z firmy „Hummel” i zeszłam do dół.
   - Może Cię podwieźć? – zaproponowała babcia.
   - Nie, dziękuję. Pojadę autobusem. Muszę przygotować sobie przemowę, jaką powiem mamie – Pierwszy raz od kilku lat nazwałam moją matkę „mama”.
   Wyszłam na ganek, zostawiłam tam torbę i wybiegłam do stajni. Ruszyłam od razu do boksu Bystrej. Ucałowałam ją w chrapy.
   - Musimy się na razie pożegnać.
   Spojrzała na mnie błagalnie. Czasem miałam wrażenie, że rozumie więcej niż inni.
   - Przepraszam. Babcia znajdzie tobie i Sany’emu kogoś do opieki.
   Poklepałam ją po szyi i ruszyłam do wyjścia. Przechodząc poklepałam, także ogiera mojego brata.
   Wzięłam torbę i pomachałam babci, która stała w oknie. Najbliższy przystanek autobusowy był jakieś pół kilometra od posiadłości mojej babci. Musiałam iść na piechotę.
***
   Stanęłam przed drzwiami apartamentu moich rodziców.
   Pukać czy nie pukać?
   Zapukałam.
   Pięć sekund później usłyszałam brzęk zamka i zobaczyłam moją mamę. Jej złocisty blond (oczywiście farbowany) włosy jak zwykle były upięte w ciasny kok, ubrana była w beżowe sztruksowe spodnie, czarne szpilki, beżową marynarkę i białą falbaniastą koszulę. Czyli przed chwilą wróciła z pracy.
   - Klaudia – westchnęła.
    Moja wcześniej przygotowana przemowa poszła się jebać, a ja rozryczałam się jak bóbr. Przygarnęła mnie, wprowadziła do salonu, a ja wszystko jej opowiedziałam. Wszystko zaczynając od dnia wypadku Brajana. Wszystko bez wyjątku.
   - Nie sądziłam, że mój ojciec tak postąpi – stwierdziła.
   - Też nie myślałam – nagle coś zrozumiałam. – Dlaczego jest tu tak pusto?
   - Twój brat jest jeszcze w szkole, a potem idzie do kolegi na noc, a tata na delegacji.
   - Aha – odruchowo włożyłam ręce do kieszeni bluzy. Natrafiłam na jakiś przedmiot.
   - Mamo, muszę iść do łazienki – wstałam, powoli ruszyłam do łazienki z trudem powstrzymując się, by nie pobiec.
   Trzeba  było to zobaczyć od razu, zaraz po tym jak Brajan mi to uświadomił – pomyślałam. Wyjęłam z kieszeni „to coś” – test ciążowy.
   Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją. Usiadłam na ubikacji. Po chwili, nie wierzyłam własnym oczom.
   - Nie, to nie możliwe – wyszeptałam.
   Po policzkach pociekły mi łzy.
   - Klaudia! – zawoła nagle mama. – Wszystko w porządku?
   Przełknęłam głośno ślinę.
   - Tak. I nie… - powiedziałam łamiącym się głosem. – Musisz tu wejść.
   Otworzyła drzwi.
   - Dwie kreski – wyszeptałam patrząc jej w oczy.
***
   Pogrzeb Brajana. Przy zamkniętej trumnie – na moje życzenie. Jak chciałam było skromnie i prosto. Przyszłam tylko ja, babcia, matka, ojciec, Radek, Sabina, Tosia,  Jowita, kilku nauczycieli, nasza wychowawczyni, dyrektorka szkoły, cała nasza klasa. Nikt z rodziny Brajana. Nikogo już nie ma, oprócz Jego ojca, który jest w areszcie do rozprawy w sądzie.
   Już nie płakałam i tak do nic by to nie dało. Nie przywróci Mu to życia.
   Gdy Go zakopywali, poczułam ukłucie w sercu.
   NA ZAWSZE – pomyślałam.
   Mimo, że nie płakałam i tak nie mogłam wygłosić przemówienia. Byłam zbyt roztrzęsiona. Mówiła Sabina. W sumie to nie wiedziałam, że tak dobrze potrafi operować słowem. Była niesamowita.
   Najbardziej w pamięć zapadły mi jej ostatnie słowa.
   - Jak będę o Nim myślała, będę pamiętać jak kochał Klaudię. To było coś więcej niż tylko miłość. To było całe Jego życie. Wiem, że tak, jak kochał Ją, kochał by swoje dziecko – mówiąc to patrzała się znacząc na nie, tylko cztery osoby wiedziały co ma na myśli.
   Nie wiedziałam czy to przez  niedawno narodzony we mnie matczyny instynkt czy na wzmiankę o moim nienarodzonym dziecku, które już kochałam równie mocno jak Brajana, ale zaczęłam powoli głaskać się po brzuchu.

   Tatuś, Cię kocha, wiem to – zapewniłam maluszka w myślach. – Jest tam u góry i kocha nas oboje.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 11

Oczami Klaudii
   - Tylko ona tu jest?
   - Tak.
   - To straszne.
   - Miała dużo szczęścia.
   - Bardzo dużo. Żadnych zadraśnień, nawet rysy, nie to co…
   - Nie to co inni.
   Przez tą krótką wymianę zdań jeszcze mniej rozumiałam. Nie otwierałam oczu od czasu kiedy odzyskałam przytomność, czyli jakąś godzinę temu. Chyba byłam w szpitalu: te wszystkie pikania i zapach.
   Ktoś cały czas gładził moją dłoń. Miałam nadzieję, że to mój Brajan.
   W końcu się przełamałam i uniosłam powieki. To nie był mój chłopak, tylko… moja matka! Uśmiechała się do mnie. Rozejrzałam się po sali. Nigdzie go nie było, tylko matka (!) i babcia.
   - Gdzie On jest? – spytałam.
   Obie kobiety spojrzały po sobie ze smutnymi minami.
   - GDZIE ON JEST? – powtórzyłam pytanie ze złością podnosząc się do pozycji siedzącej.
   - Klaudia, skarbie -  zaczęła matka, ale ja już wiedziałam co powie, jednak nie chciałam w to wierzyć. Nadal miałam nadzieję, że to nie prawda.
   Rozpłakałam się, jeszcze zanim skończyła.
   - On nie żyje – powiedziała spuszczając głowę.
   - Nie! – krzyknęłam. – Nie wierzę Ci Chcesz mi tylko znowu zniszczyć życie tak, jak rok temu! On żyje, a ty kłamiesz!
   Schowałam twarz w dłoniach i podkurczyłam kolana.
   Po chwili usłyszałam głos, który już znałam.
   - Niestety Klaudio, to prawda.
   Doktor Marczak. Znowu.
   - Próbowaliśmy Go reanimować. Bez skutku – podszedł do mnie i zaczął coś spisywać w wielkim notesie czy jak to się tam nazywało. – Proszę, oto wypis. Nic Ci nie jest. Możesz iść do domu.
   Wzięłam kartkę podawaną mi kartkę bez słowa.
   - Będę mogła go zobaczyć? – zapytałam czując, że kolejne łzy ciekną mi po policzkach.
   - Tak, sala czterysta trzydzieści dziewięć. Idź, jak tylko będziesz gotowa.
   Pokiwałam głową, a lekarz wyszedł.
   Babcia i matka spojrzały na mnie. Co moja „matka” w ogóle tu robiła?! Teraz sobie o mnie przypomniała?!
   - Co ty tu robisz?! – rzuciłam pytanie ze złością.
   - Klaudia, proszę Cię. Da teraz z tym spokój.
   - Okej, dam, ale wypierdalaj stąd! – pokazałam je drzwi. – Do domu!
   Pokiwała głową i wymaszerowała.
   Gładko poszło.
   Poprosiłam babcię, by wyszła, wzięłam przygotowane wcześniej ubrania (pewnie przez matkę), zebrałam wszystkie rzeczy i ruszyłam do sali czterysta trzydzieści dziewięć, która była na piętrze wyżej.
   Podczas ostatniego tygodnia poznałam ten szpital na wylot. Zaraz po tej myśli przypomniało mi się dlaczego znowu tu jestem i dlaczego nie wychodzę, tylko zagłębiam się w budynek.
   Z kamienną twarzą weszłam do pomieszczenia.
   To co ujrzałam przerosło wszelkie moje oczekiwania.
   Że widok był straszny to mało powiedziane. Ciało wyglądało strasznie. Z ubrań chłopaka nie zostało zbyt wiele, gipsu już nie miał. Cały był w otwartych ranach w około zaschniętą krwią.
   Mimo wszystko nic tak nie przykuło mojej uwagi, jak jego twarz. Blada, niewzruszona i (przede wszystkim) spokojna, a kąciki ust miał lekko uniesione. Wyglądał jakby spał, ale tylko z twarzy.
   Gdy tylko to zobaczyłam kolana się pode mną ugięły. Padłam na posadzkę, znów zalewając się łzami. Powróciło do mnie wszystko: dźwięk pękających szyb, gniecionego metalu, pisk opon. Tego wszystkiego było za dużo! Przypomniała mi się wcześniej wspomniana rozmowa: czy tylko ja przeżyłam?
   Doczołgałam się do łóżka jak jakiś menel (i tak było pusto). Pochwyciłam rękę w bliznach od żyletki, sprzed ponad roku i wcześniej, i ranach po wypadku. Zamknęłam oczy przyciskając czoło do nieruchomej dłoni.
   - Dlaczego Ty zginąłeś?! – krzyknęłam przez zaciśnięte zęby. – To ja chciałam umrzeć! Pamiętasz?!
   - Coś się zmieniło między wami od naszej ostatniej rozmowy?
   Podniosłam głowę.
   - Tak – potwierdziłam.
   Na moim ramieniu spoczęła dłoń doktora Marczaka.
   - Współczuję, był dobrym chłopakiem. Rozumiem Cię.
   - Rozumie Pan?! – zakpiłam nagle przestając płakać. – Naprawdę Pan rozumie?! Gówno rozumiesz! Nie straciłeś najważniejszej osoby w swoim życiu, więc nie pierdol, że mnie rozumiesz! – i znów potok łez spłyną mi po policzkach.
   Nawet nie wiem w którym lekarz się ulotnił. Nie wiem także ile czasu tam spędziłam. Świat jakby się zatrzymał , a mi nie zostało nic innego, jak wpatrywanie się w martwego chłopaka z większą intensywnością (o ile to możliwe) niż za jego życia. Miałam pustkę w głowie.
   Z amoku wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
   - Halo? – zapytałam łamiącym się głosem.
   - Klauduś schodzisz? – spytała babcia.
   - Tak. Daj mi chwilkę – zająkałam się.
   - Czekam.
   Rozłączyłam się.
   Spojrzałam na chłopaka. Wstałam i pochyliłam się nad jego uchem.
   - Zawsze razem mimo to – wyszeptałam.
   Musnęłam zimne usta chłopaka.
   Dostałam się do samochodu babci niewiele myśląc. Po drodze wszystko co widziałam wydawało mi się jakieś szare i smutne, jakby cały świat pogrążył się w żałobie i zaczął znikać wraz ze mną.
***
   - Klaudia.
   Ktoś potrząsną moje ramie.
   - Klaudia!
   Otworzyłam oczy, w których były jeszcze dowody tego, że znowu płakałam. Leżałam na moim wielkim łóżku, na którym ostatniej nocy spałam i kochałam się z Brajanem w ciemnościach. Tej nocy nawet księżyca nie było widać przez chmury. Babcia szarpała mnie za ramie.
   - Tak?
   - Idź się umyj, jest dwunasta w nocy – poleciła.
   Pokiwałam głową.
   Gdy wyszłam z łazienki po pół godzinie już wiedziałam, że nie zasnę. Uwaliłam się na łóżku i wgapiłam się w sufit, który o te porze był szary.
   Usłyszałam pukanie do drzwi mojej sypialni.
   - Jak się czujesz, wnusiu? – spytał dziadek, wystawiając głowę.
   - Źle – rzekłam beznamiętnym tonem. – Ja się czuję źle. Ja się czuję źle!
   Wszedł do pokoju.
   - Rozumiem Cię.
   - Kolejna osoba, która mnie niby „rozumie” – narysowałam w powietrzu cudzysłów. – Co w sobie wszyscy myślicie? Że mnie rozmiecie tak na prawdę? Nie zrozumiecie mnie dopóki nie stracicie kogoś dla was najważniejszego.
   - Nie mów tak, proszę. Wcale go nie kochałaś, a on Ciebie także.
   - Słucham? – usiadłam. – Dziadek teraz będzie mi prawił kazania tak jak Jemu wczoraj rano? Co Ci w ogóle do głowy przyszło?! On mnie kochał, a ja jego! Nie byłe ze mną tylko dla pieniędzy!
   Wciągnął głośno powietrze.
   - Co myślałeś, że się nie dowiem?! Patrz, dowiedziałam się! I to bardzo szybko!
   - Nie wiem o czym mówisz – stwierdził.
   - Na prawdę? Ja wiem kiedy On kłamał. I wiem kiedy Ty, dziadku, kłamiesz.
   - Myślałem po prostu, że nie jest dla Ciebie odpowiedni.
   - Był odpowiedni i to bardzo! – wrzasnęłam.
   - Przepraszam.
   - Przepraszać to powinieneś Jego, a nie mnie. Szkoda, że już nie zdążysz.
   Wyszedł z  pokoju po chwili ze spuszczoną głową.
   Chwyciłam potrójne zdjęcie w połączonych metalowych ramkach z biurka.  Na jednym zewnętrznym był Brajan i ja tulący się. Na drugim zewnętrznym było nasze wspólne zdjęcie z koncertu Billego Talenta. Oba robiła nam Tosia. Na tym pośrodku był Brajan w czapce krasnal, i w jego ulubionej siwej bluzie, i z tym swoim pięknym uśmiechem, który tak uwielbiałam. Tym samym uśmiechem, którym mnie obdarzył dwa dni temu chwile po tym jak całowaliśmy się pod drzewem w ogrodzie.
   Rzuciłam się do tyłu na poduszki przykładając zdjęcia do piersi. Po moim policzku poleciała jedna jedyna łza. Otarłam ją szybko.
   - Przejdziemy przez to razem – szepnęłam w ciemność.
***
   Wstałam jakaś ospała o siódmej rano. Spałam tylko pięć godzin! Nadal wszystko wydawało się szare.
   Zeszłam na dół w celu zrobienia sobie mocnej kawy. Idąc musiałam minąć pokój Brajana, co przyprawiało mnie o bolesne kłucie w sercu. W drodze powrotnej zobaczyłam coś dziwnego. Drzwi były uchylone i dochodził z nich jakiś dźwięk. Po dłuższym podsłuchiwaniu zrozumiała, że to dziadek rozmawiający z kimś przez telefon. Jego głos mówił, że jest w niebo wzięty.
   Po chwili wszystkie nici łączące mnie z nim przerwały się. Tak w jednym krótkim momencie.
   Mój ulubiony kubek roztrzaskał się na setki małych kawałków kalecząc mi stopy i nogi, choć nie tak jak moje serce wczoraj – na miliony kawałków. Na podłodze pojawiła się wielka ciemnobrązowa plama po kawie.
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam za moją długą nieobecność komputer miałam w naprawie. No, ale już jestem. Zgodnie z prośbami próbuję pisać dłuższe rozdziały. Dziękuję za wypytywanie się mnie, kiedy następny rozdział. Jeszcze raz przepraszam.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 10

Oczami Brajana
   Otworzyłem oczy. Do pomieszczenia wlewały się promienie słoneczne, ale nie oślepiały. Leżałem w jasnoróżowo-białej pościeli obok dziewczyny, której czarne włosy kontrastowały z otoczeniem. Mógłbym tak patrzeć na nią godzinami, była przepiękna i śpiąc wyglądała jak mały aniołek.
   Dopiero chwilę po przebudzeniu zaczęło do mnie docierać to jakie to „niegrzeczne zabawy” odbyły się dzisiejszej nocy. Zacząłem pojmować to co się stało. Szokiem było dla mnie, że Klaudia w ogóle odbyłowzajemniała moje uczucia, a to że chciała się ze mną kochać, do głowy mi to nie przyszło (chociaż wyobrażałem sobie to i owo).
   Westchnąłem przepełniony szczęściem.
   Nagle do pokoju wparowała Klaudii, a sama Klaudia się obudziła. Zakryła swoje intymne części ciała końcem kołdry, a ja cieszyłem się, że drugi jej koniec zakrywa moja dolną partie. Kobieta zaczerwieniła się na nasz widok i wstydnie uśmiechnęła.
   - Przepraszam – powiedziała i wyszła.
   Gdy trzasnęły drzwi spojrzeliśmy z Klaudią po sobie i wybuchneliśmy śmiechem. Po chwili opanowaliśmy się.
   Przez dłuższy moment wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy przytuleni.
   - Dziękuje za dzisiejszą noc – rzekłem przybliżając swoją twarz do jej.
   - Tak było bardzo miło – przyznała. – Ja tez dziękuje – musnęła moje usta.
   Zanim weszła do łazienki ucałowałem ją w czoło.
   Wyszedłem na korytarz w spodniach dresowych. Po drodze napotkałem dziadka Klaudii. Wyglądało to tak jakby na mnie czekał.
   - Dobrze spałeś? – spytał złośliwym tonem.
   Pokiwałem głową.
   - Słuchaj zapchlony gówniarzu – pchnął mnie na ścianie w jego oczach tkwiła czysta nienawiść. – Nie wiem dlaczego moja jedyna i najukochańsza wnuczka wybrała właśnie ciebie – bachora z niższej półki, ale wiem dlaczego ty się w okół niej kręcisz. Dla pieniędzy. Ciesz się, że tu jesteś. Gdyby nie moja żona nawet nie wyjechałbyś z dzielnicy, kanalio! – splunął mi w twarz. Wziął głęboki oddech. – Jeżeli dzisiejszej nocy zrobiłeś jej dziecko to grubo zapłacisz. Mój adwokat wywalczy ci takie alimenty, że do końca życia się nie wypłacisz!
   Odepchnąłem go od siebie, byłem mocno wkurwiony. Mimo wszystko próbowałem być kulturalny, ale po chwili było mi wszystko jedno.
   - Nie wie Pan co mówi! – krzyknąłem. – Naprawdę kocham Klaudię! A co do reszty: JESTEŚ PO PROSTU POJEBANY, CZŁOWIEKU! NIC O MNIE NIE WIESZ, WIĘC SIĘ NIE WPIERDALAJ!
   Potrąciłem faceta z bara i zatrzasnąłem drzwi do „swojego” pokoju. Byłem wściekły, a jego wyzwiska tylko mnie napędzały, musiałem się na czymś wyżyć.

Oczami Klaudii
   Zrobiłam to z Brajanem – przetestowałam to zdanie w myślach. Było piękne.
   Teraz przyszedł czas by je usłyszeć.
   - Zrobiłam to z Brajanem.
   Nic. Żadnej zmiany. Tak samo niesamowicie.
   Przechodziłam się po pokoju. W końcu postanowiłam do Niego pójść.
   Stanęłam, przed drzwiami sypialni mojego, hmm… chłopaka. Uniosłam rękę by zapukać, ale drzwi same się otworzyły i stanął w nich Brajan. Spojrzał na mnie tymi swoimi czarnymi oczami i już wiedziałam, że jest wściekły.
   - Ej co się stało? – spytałam.
   - Nic.
   - Ta na pewno. Za dobrze cię znam byś mógł mnie okłamać.
   - A jednak udawało mi się to przez ostanie cztery lata – spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas.
   Uniosłam brwi dając mu do zrozumienia, że mu nie wierzę.
   - Chodź – złapał mnie za nadgarstek, wciągnął do pokoju i zamknął drzwi. Dojrzałam na środku pokoju poduszkę i kilkoma wgnieceniami, jakby ktoś walił nią z pięści. Chłopak usiadł na kanapie, oparł zdrową rękę na kolanie i zaczął pocierać czoło dłonią.
   - Co się stało? – zapytałam znowu kucając przed nim.
   - Twój dziadek – zawahał się. Zachęciłam go kiwając głową. – Naskoczył na mnie ja wyszedłem od Ciebie. Pierdolił jakieś debilizmy, że niby zadaje się z tobą tylko dla kasy.
   - Spokojnie, załatwię to.
   Podniosłam się, lecz chłopak zatrzymał mnie znów łapiąc mój nadgarstek.
   - Nie idź! – wydyszał. Podniósł głowę i zobaczyłam, że ma podkrążone oczy. Oczywiście widziałam jak płakał, ale przeraziłam się.- Nie! Z resztą jest jeszcze jedna rzecz, która mi powiedział i sądzę, że może mieć rację.
   - Słucham.
   - Powiedział, że jeśli zrobiłem Ci dziecko to będę płacił alimenty i tak dalej – powiedział jednym tchem. – Klaudia my się nie zabezpieczaliśmy! Co jeśli to prawda?! Co jeśli dzisiaj w nocy mogłaś, no wiesz… zajść w ciążę?!
   Zaczęłam rozkładać sobie w głowie wszystko co powiedział. Miał absolutną rację. Chociaż to ja powinnam teraz płakać, przyjęłam to całkiem spokojnie.
   Brajan przyciągnął mnie do siebie zdrową ręką w pasie i wtulił we mnie głowę. Zaczęłam gładzic go po włosach.
   - Spokojnie, wszystko będzie dobrze – zapewniłam go, chociaż mnie też zaczęły ogarniać wątpliwości. – Przejdziemy przez to razem.
***
   Wsiedliśmy do taksówki. Było już ciemno. Dziadek majstrował coś pod maską samochodu, bo kierowca prosił o pomoc, niby cos mu tam nawalało. Nie za bardzo mnie to obchodziło: po pierwsze – od rana byłam na niego strasznie cięta, po drugie – obok mnie siedział fantastyczny chłopak, który rysował jakieś niewyjaśnione kształty na moim odkrytym udzie.
   Na imprezę u Sabiny wybrałam czarną spódniczkę z akordeonowymi pilsami, czarne podkolanówki, czarne creppersy z ćwiekami na podwójnej podeszwie i czarną koszulkę z białym nadrukiem „#ALOHA”. Brajan zdecydował się na czarne trampki, czarne rurki z niskim krokiem i czarną koszulę z podwijanymi rękawami, wyróżniał się tylko biały gips. Tak, w naszych strojach królowała czerń.
   Oparłam głowę na ramieniu ukochanego.
   Po chwili pędziliśmy już w stronę miasta.
   - Kocham Cię – wyszeptałam chłopakowi do ucha.
   - Nie wiesz jak bardzo ja Ciebie też – pocałował mnie w czoło.
   - Kurwa! – krzyknął nagle kierowca.
   - Co się dzieje? – spytałam piskliwie.
   - Hamulce nie działają!
   - Ja pierdole – wycedził Brajan.

   Przed samochodem z egipskich ciemności wyłoniły się dwa okrągłe światła. Facet nie miał nawet czasu by skręcić czy nawet zahamować, co i tak by mu się nie udało. Taksówkę przeleciał wstrząs. Usłyszałam trzask pękających szyb i dźwięk pękającego metalu. Potem już nic nie słyszałam. Nawet nie widziałam. Nie czułam.
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jest nowy rozdział. Myśle, że teraz nie jesteście zadowoleni, więc PRZEPRASZAM.
Prosiluście mnie o dłuższe rozdziały, więc proszę.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ !!!

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 9

OCZAMI KLAUDII
   Postawiłam miskę z sałatką na stole i zajęłam miejsce obok Brajana. Spojrzałam na niego.
   Kocham Cię - przekazałam mu telepatycznie. Jego oczy mówiły mi to samo. Naprawę go kochałam. Nie wyobrażałam już sobie życia bez niego.
   - A więc...  - zaczął dziadek kiedy babcia usiadła koło niego i wszyscy zaczęli jeść. - Mam tak prośbę dzieci.
   - Tak? - spytałam.
   Brajan uniósł głowę.
   - Źebyscie się tak nie obściskiwali na widoku - oznajmił szybko skrępowany.
   - Zygmunt! - obużyła się babcia. - Mówiłam Ci : "Niech nacieszą się sobą!" !
   Zaczerwieniłam się, a chłopak siedzący obok najpierw zrobił wielkie oczy, potem zbladł. Pokonaliśmy powoli głowami.
   Praktycznie do końca kolacji nikt się nie odzywał. Dopiero gdy kończyliśmy deser dziadek zagadnął Brajana:
   - Brajanie. Nigdy się ciebie o to nie pytałem. Co z twoją matką?
   - Spojrzałam z niepokojem na Brajana. Oczywiście, wiedziałam co z nią jest, a raczej co z nią było. Smutna historia.
   - Ona, yyy... - zająkał się. - Ona...
   - Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz - przerwałam mu.
   - Nie! - zaprotestował. - Twoi dziadkowie mnie przyjęli pod swój dach, więc muszą wiedzieć dlaczego musiałbym mieszkać sam. Ona popełniła samobójstwo - wyrzucił z siebie jednym tchem zwracając się do dziadków.
Babcia wciągnęła głośno powietrze, a dziadek się zmieszał.
  - Ja przepraszam nie wiedziałem.
  - Nic się nie stało.
   Wstałam.
   - Dziękuję - powiedziałam. - Będę szła już spać. Miłej nocy życzę.
   Poszłam na górę do swojego pokoju i ruszyłam do jednej z łazienek (tej z drzwiami do mojego pokoju). Napuściłam sobie gorącej wody do wanny i weszłam do niej. Siedziałam tam z jakieś czterdzieści minut. Wyszłam w bokserkach i czarnej koszulce unisex z wizerunkiem minionka Kevina.
   Na moim łóżku zastałam Brajana obranego tylko w czarne dresy ze ściągaczem do spania. Bez koszulki. Jego twarz była w cieniu, ale światło księżyca (bo było już ciemno) padające z okien balkonu oświetlało jego plecy. Teraz wiedziałam jego każdy napinający się mięsień.
   - Yyy... Cześć - odezwałam się.
   - Hej - wstał i złapał mnie za dłonie. - Nie słyszałem kiedy wyszłaś.
   - Co tu robisz? - spytałam.
   Uniosłam głowę i lekko mnie pocałował. Od moich ust przeszedł mnie dreszcz po całym ciele zostawiając po sobie morze lawy. Spojrzał mi w oczy.
   - Pragnę cię - wyszeptał.
   Tak jak po południu wplotłam palce w jego włosy. Ja też go pragnęłam. Bardziej niż nikogo innego. Pocałował mnie Jeszce raz z taką namiętnością, z takim uczuciem, że padłam na łóżko ciągnąć go za sobą. Oparł się na zdrowej ręce. Ściągnęłam szybko koszulkę. Chłopak zaczął mnie całować po obojczyku. Jakież to było odmienne uczucie od tego jak próbował mnie zgwałcić jego ojciec. To były dwie zupełnie inne osoby, dwa inne doznania.
   Nagle przestał badać moją szyję i zaczął przyglądać się mi uważnie.
   - Jeśli nie chcesz...
   - Chcę - zaprzeczyłam i pocalowałam go.
   Potem nie wiele pamiętałam. Ba! Nawet nie wiedziałam gdzie podziały się nasze ubrania! Liczył się tylko ON.
..............................................................................................................................................................
I powracam z nowym rozdziałem. Niektórzy (np. Agata Cz-S) będą zadowoleni z takiego rozwoju spraw.
Mam do Was taka malutką proźbę, Wam to zajmie chwilkę: komentujcie, no to bardzo motywuje.
Informacje znajdziecie na:
  1. https://mobile.twitter.com/account
  2. http://ask.fm/niania_psychopata

  CZYTASZ=KOMENTUJESZ :-)