poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 8

Oczami Brajana
   - Dobre te truskawki - stwierdziła Klaudia leżąc obok mnie na plecach w cieniu wielkiego drzewa. Wszędzie było zielono. Kolor nadzieji.
   Idealne miejsce na wyznawanie miłości - pomyślałem. Tak w końcu postanowiłem to zrobić.
   - Klaudia, wiesz co... - zaczęłem. Przestałem udawać, że czytam jakąś książkę. Nie dała mi skończyć, wyrwała mi tomik z rąk i uciekła.
   - Goń mnie! - krzyknęła.
   Wybuchłem śmiechem i ruszyłem za nią. Kurde szybka była.
   Gdy udało mi się ją dogonić, złapałem ją w tali.
   - Mam cię- szepnęłem w jej włosy.
   Obróciła się w moich ramionach do mnie i oparła dłonie na moich piersiach.
   - Ja... - znowu zaczęłem.
   - Ja też - przerwała mi.
   Spojrzała mi w oczy. Dotknęłem jej policzka dłonią i lekko musnąłem ustami jej dolną wargę zamykając oczy. Gdy je otworzyłem dziewczyna wpatrywała się we mnie swoimi dużymi czarnymi oczami. Zarzuciła mi ręce na szyje, wplotła mi palce we włosy i przyciągnęła mogą twarz do swojej. Jeszcze raz złożyłem pocałunek na jej ustach, który tym razem odwzajemniła. Wsunęłem rękę pod jej koszulkę nie po to, by pomiętosić cycki (jak zrobiła by większość facetów), lecz by pogłaskać ja po plecach. Złamana ręka trochę mi przyszkadzała, ale nie zwracałem na to uwagi. Nagle złapała zębami moją dolną wargę, a jęknęłem cicho z rozkoszy. Odrzuciła głowę do tyłu, zaczęłem całować jej szyję. Czułem każdy kawałek jej ciała, które co chwila przebiegały dreszcze. Po chwili ona przejęła inicjatywę. Napadła na mnie, a ja nie zdołałem się utrzymać na nogach, polecieliśmy do tyłu i utonęliśmy w trawie. Oderwaliśmy się od siebie.
   Uśmiechnęłem się do niej lekko. Chciałem się odezwać, ale to ona zabrała głos:
   - Przepraszam - zmieszała się. - Tak strasznie mi głupio. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
   Tak bardzo byłem spragniony smaku i dotyku jej ust, że uciszyłem ją kolejnym zmysłowym pocałunkiem. Jednak za szybko się oderwałem, bo chciałem więcej, ale musiałem się opanować. Tak bardzo jej pragnąłem.
   - Nie przepraszaj, ja zaczęłem.
   - A więc moje uczucia są odwzajemnione? - spytała.
   Pokiwałem głową.
   Zabrzmiała piosenka "Nothing to Lose" Billego Talenta - mój dzwonek. Spojrzałem na wyświetlacz - Sabina.
   - Tak Sabino? - spytałem.
   Krzyknęła do telefonu tak głośno, że aż mnie ucho rozbolało.
   - Co się z wami dzieje?! Klaudia nie odbiera! Co się stało?!
   - Jezu, kobieto! Weź mów ciszej, bo już mnie głowa boli!
   - Okej. Co się stało?
   - Nic. Klaudia zostawiła telefon w swoim pokoju. W jakiej sprawie dzwonisz?
   - Mam nadzieję, że dobrze się czujesz, bo chciałabym, abyś jutro stawił się na mojej imprezie z Klaudią - oznajmiła zabawnym tonem. Boże, ona ma tak zmienne nastroje, jak kobieta w ciąży.
   - Ooo, i to jak dobrze - powiedziałem rozmażony spoglądając na moją ukochaną.
   - Dobra, nie wnikam. Będziecie?
   - Tak.
   - Na 20.30 u mnie w chacie, nie spóźnijcie się.
   - Do zobaczenia!
   Rozłączyłem się.
   - Idziemy do domu - Klaudia wstała i podała mi rękę bym też wstał.
   - A to z jakiego powodu? - spytałem podnosząc się. - Mi tu dobrze.
   - Nie tylko ty chciałeś uczcić twoje wyjście ze szpitala - odparła splatajac moje palce ze swoimi. - Babcia robi kolację. Taką uroczystą - wyjaśniła.
   Ruszyliśmy w stronę domu.
   - Czyli, jak to teraz z nami jest - zapytałem. - Co z nami będzie?
   - A ty co o tym myślisz?
   - Bardzo Cię kocham - stwierdziłem.
   - Ja Ciebie też.
   - Czyli co z tego wynika?
   - Że jesteś na mnie skazany - uśmiechnęła się psotnie.
..................................................................................................................
Hej. Wiem długo mnie nie było, ale miałam mały poślizg z rozdziałami i musiałam po po prawiać trochę ocen.
Rozdział krótki, ale obiecuje, że następne będą dłuższe.
 Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z takiego rozwoju spraw. Niestety ja jestem zawiedziona tak mała ilością komentarzy przy ostatnim rozdziale.



sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 7

Oczami Brajana
   Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi szpitala.
   Klaudia złapała za zdrową rękę.
   - Możemy iść? - spytała.
   Pokiwałem głową i ruszyliśmy do taksówki czekającej na zewnątrz.
***
   Taksówkarz zaparkował pod bramą wjazdową do posiadłości babci Klaudii na obrzeżach miasta. Zawsze jak tu byłem zadziwiała mnie jej wielkość. Dom niby prosty i w wiejskim stylu, ale był cudowny. Z dużym gankiem, dwoma balkonami , trzema dużymi sypialniami, potężnym salonem, wyposażoną kuchnią, dwiema boskimi łazienkami, stromymi drewnianymi schodami, ogromnym, przepięknym ogrodem oraz stajnią, w której są konie Klaudii (Bystra) i jej brata Radka (Sany) i maneż do jazdy konnej przy lesie. Kurde i to byli nadziani.
   Klaudia kilka razy namawiała mnie na jazdę, ale na razie byłem tylko na jednej i ledwo co potrafię skręcać i hamować. Ona to co innego. Uwielbiałem patrzeć jak jeździ, wiedziałem, że w tedy jest szczęśliwa.
   Wysiedliśmy i Klaudia zapłaciła kierowcy. Zacząłem wyciągać nasze torby z bagażnika, ale gdy nie dawałem sobie rady na ratunek przybył mi dziadek Klaudii.
   - Nie będziesz zły kiedy sobie chwilę pojeżdżę? - (czytaj:półtorej godziny pojeżdżę) spytała mnie gdy byliśmy na obszernym białym ganku. - Bystrej nikt nie ujeżdżał przez cały tydzień. Boję się, że za bardzo się rozbrykała.
   Pokręciłem głową.
   - Nie. Jak zawszę będę się Tobie przyglądał - naprawdę mi to nie przeszkadzało i coś czułem, że ja się do jazdy konnej nie nadaję.
 
Oczami Klaudii
   Dosiadałam mojej ukochanej Bystrej. Przemądra i przepiękna klacz. Mimo, że stara i tak bardzo waleczna.
   Położyła się na jej grzbiecie.
   Wygodna - tak to dobre słowo, którym zawsze ją opisywałam.
   Zaczęłyśmy żywym stępem. Brajan obserwował nas zza płotu tymi swoimi czarnymi oczami. Złamaną rękę miał w tęblanku.
   Pogoniłam Moją Kochaną Dziewczynkę do kłusa i zaczęła anglezować. Zrobiłam półsiad, docisnęłam łydkę i wystrzeliłyśmy galopem. Ruszyłyśmy na środek maneżu przeskoczyłyśmy przez przygotowaną wcześniej przeze mnie kopertę.
   Jednak nie wypadła z formy - pomyślałam.
   Bystra była kochaną klaczą, ale niestety płochliwą. I ten właśnie moment wybrał sobie jakiś ptak by przelecieć prosto nad nami. Wielka kary klacz niekontrolowanie wystrzeliła cwałem, jakiego jeszcze nie przeżyłam, chyba nawet nie widziałam. Nogi mi wypadły ze strzemion, Wyciągnęłam się do tyłu ciągnąc za sobą wodze.
   Klacz ruszyła w stronę płotu. Przy nim poczułam, że już nie jestem w siodle tylko w powietrzu. Ułamek sekundy później padłam plecami na piasek nogami stronę płotu.
   - Jezu Klaudia! - krzyknął Brajan który nagle znalazł się nade mną.
   Uśmiechnęłam się szeroko, a on patrzył się na mnie ogłupiały. Jego mina jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła, więc zaczęłam rechotać jak głupia. On cały czas nie rozumiał.
   - Z czego się śmiejesz?! - spytał. - Spadłaś z Bystrej! Nic Ci się nie stało?
   Pokręciłam głową śmiejąc się już na całego.
   - Nic Ci się nie stało? - powtórzył ze złością.
   Próbowałam się opanować, ale za bardzo mi to nie wychodziło. , jednak odpowiedziałam.
   - Powiedziałam dokładnie to samo kiedy miałeś wypadek.
   Uśmiechnął się lekko.
   - I to Cię tak rozbawiło?
   Pokiwałam głową.
   - Wiesz co? Chyba mam dość na dzisiaj jeżdżenia - stwierdziłam.
   - Dobrze, że sama to zauważyłaś.
   Wstałam i otrzepałam się z piasku.
   Złapaliśmy Bystrą i rozsiodłaliśmy w stajni. Znaczy ja ją rozsiodływałam, bo Brajan z tą ręką na wiele się nie zdał. Gyd skończyłam poszliśmy do do domu i rozeszliśmy się do swoich pokoji (tak babcia odstąpiła Brajanowi jeden pokój). Przebrałam się w czarne legginsyi bordową koszulkę.
   Zbiegłam na dół, by się napić. Zastałam tam Brajana z koszykiem piknikowym. Także się przebrał. Miał ma sobie siwe dresy ze ściągaczem na kostce, czarną koszulkę z wizerunkiem Barda Simpsona i czarno-czerwoną rozpiętą koszulę w kratę z podwinętymi rękawami. Nie miał już ręki w tęblanku.
   - A ty co? - spytałam.
   - Hmm... no wiesz... yyy... - zająkał się. - Chciałem uczcić moje wyjście ze szpitala.
   Uśmiechnęłam się.
   - A skąd masz koszyk? Pierwszy aż go widzę, a mieszkam tu dłużej od Ciebie.
   - Twoja babcia powiedziała, że mogę się zachowywać jak u siebie w domu - uśmiechnął się zawadiacko.
   - To idziemy? - spytałam.
   Pokiwał głową i ruszyliśmy na sam środek ogrodu mojej babci.
.................................................................................................................
   Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Ale już jestem! =D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!